Madonna czy ladacznica?

uliczny teatr

Jongleur z niemałym zaskoczeniem czyta gdzieś w sieci historię o matce wypędzonej z kościoła, gdyż w trakcie mszy zaczęła karmić niemowlę. Przy czym wielebny pastor nawrzucał karmiącej od striptizerek, czy jakoś tak. W zasadzie nie powinno to dziwić gdyż mizoginizm sług pańskich jest jak się zdaje niezbywalnym atrybutem ich powołania. Jednak jaskrawa sprzeczność między wynoszonym na ołtarze macierzyństwem, a fizjologicznym jego wymiarem jest tak irracjonalna, że aż intrygująca. Wydawałoby się, że kapłani witać powinni z wdzięcznością karmione w kościele niemowlę, jako żywe wcielenie głoszonych przez nich nauk, jednak najwyraźniej nie radzą sobie z realnym widokiem gołej piersi, uznając ten widok za coś w rodzaju pornografii. To jakiś pierwotny strach kapłanów przed kobiecością? Zresztą nie specjalnie to Jongleura obchodzi. Pozostawmy to jako wdzięczne pole do popisu dla psychologów, seksuologów etc. Natomiast aby sprowadzić duchownych mężów na ziemię proponuję posłuchać piosenki Polska Madonna do słów Agnieszki Osieckiej.

W zasadzie wino narzuca się tu samo, ale ponieważ współczesne liebfraumilch o lata świetlne odległe jest od pierwowzoru z kościelnych winnic Wormacji, Jongleur dedykuje je, a zwłaszcza etykietę temu nadwrażliwemu kapłanowi, sam zaś, aby jednak utrzymać się w pewnej konwencji, łapie flaszkę mozelskiego rieslinga z winnicy Domprobst w Graachu, także kościelnej proweniencji. Jednym z gospodarujących tu winiarzy jest Willi Schaefer. Na ledwie paru hektarach wyczarowuje rieslingi łączące piękną równowagę z całkiem solidnym ekstraktem. Nawet kabinet ma, obok lekkości i finezji, sporo głębi. Świetna kwasowość, ale przede wszystkim przepiękny, lekki aromat owoców, kwiatów, z delikatną nutą mineralną, lub jak kto woli łupkową naftą, miękka słodycz i to cudowne ledwie 8% alkoholu. To się po prostu świetnie sączy.

Categories: Kretyni winni i niewinni, Życie i wino | Tags: , , , , | 2 komentarze

Rioja czyli bielszy odcień bieli

uliczny teatr

Jongleur nie przepada za czerwoną klasyczną rioją. To znaczy nie przepada za jej obecnymi interpretacjami, co nie znaczy że są to wina złe. Przeciwnie, są coraz lepsze i coraz bardziej przewidywalne. Doskonałe do sączenia w wygodnym fotelu, kiedy nie za bardzo chce się myśleć o tym co się sączy. Jongleur już wie co będzie pić na starość – Mugę Crianza. Teraz jednak zarówno z uwagi na portfel jak i stan umysłu szuka dla potrzeb winnego wtorku (nawiasem mówiąc dla Jongleura każdy dzień jest winny) czegoś bardziej ożywczego. I znajduje. To Monopole z rocznika 2010 czyli biała rioja wytwarzana przez C.V.N.E. jednego z najbardziej dla regionu zasłużonych producentów, ostatnio we władaniu Freixneta. Viura, inaczej macabeo to trudny szczep, jeśli chce się z niego zrobić wino lepsze niż bankietowa masówka. Dlatego chyba do produkcji białej riojy władze regionu dopuszczają coraz to nowe szczepy – ostatnio chardonnay. W ten sposób odchodzą w niepamięć kolejne fajne wina na rzecz bezosobowej poprawności. Niemniej jednak dziś na stole z okazji Winnych Wtorków czysta viura. No prawie czysta, bo przyznają się do odrobiny malvasii i garnachy. Przyznać trzeba, że winemakerka Maria Larrea wykonała doskonałą robotę. Wino ma ładny aromat cytrusów z mocnymi nutami skórki jabłek i akcentem ciasta. Mimo sporego ekstraktu nic w nim z ospałości tak często spotykanej w macabeo. Przeciwnie, wino jest czyste i rześkie z posmakiem cytryny i wyraźnym akcentem wapiennej skały. Ma ciało i dobrą kwasowość. Żywe i szczęśliwie bez żadnej beczki, pokazuje bardziej elegancką stronę viury. Nieźle wydane 37 zł. Z kieliszkiem w ręku Jongleur słucha utworu z odpowiednim do białej riojy tytułem A Whiter Shade of Pale grupy Procol Harum. To taki sam nestor w muzyce rockowej jak C.V.N.E. w riojańskich winnicach. Ale brzmi nadal całkiem świeżo.

http://youtu.be/5T7WujWrn7c

Monopole 2010
Rioja DOCa
Compañia Vinicola del Norte de España
Importer – El Catador

Categories: Piosenki przy winie, Rekomendacje | Tags: , , , , | 2 komentarze

Jongleur po ciemnej stronie mocy

Jongleur z pewnym zaskoczeniem odkrywa, że stoi po ciemnej stronie mocy i nie chodzi tu o jego upodobanie do płci przeciwnej, ewidentne nadużywanie różnych używek oraz głośne dawanie wyrazu uwielbieniu dla profesora Balcerowicza i zespołu Black Sabbath.
Otóż do obozu zdrajców ojczyzny, stojących po ciemnej stronie, zaliczył Jongleura wybitny intelektualista, europoseł Czarnecki gdyż:
Jongleur nie wierzy w strategiczny geniusz prezesa K, uważając go za człowieka chorego z ambicji, gotowego w imię swoich ambicji podpalić państwo, choć niechętne Jongleurowi ale w jakimś sensie jego.

Jongleur jest absolutnym wyznawcą „kłamstwa smoleńskiego” uważając, że Antoni Macierewicz musiał w młodości boleśnie zderzyć się z jakąś brzozą czego skutki ponosimy wszyscy do dziś.
Jongleur popiera czołobitność władz III RP wobec Berlina i Brukseli, uważając, że tylko integracja ze strukturami europejskimi stanowi gwarancję pogrzebania idei IV RP i przebicia jej piersi osinowym kołkiem.
Bijąc się w piersi za swe grzechy Jongleur publikuje zdjęcie prawdziwego patrioty w stosownym krawacie. To tak aby nie zapomnieć. Aha i nie jest to żadna manipulacja – on naprawdę tak wygląda. W każdym razie szybka wolta i zamiana jednego wodza na drugiego ewidentnie się Czarneckiemu opłaciła. W końcu dzięki sporej kasie (Marek Migalski chwalił się że odłożył w Brukseli jakieś 300 tysi euro po półtora roku), Czarnecki może olewać dyskusje o systemie emerytalnym.
Jako sprzedawczyk i zdrajca Jongleur dedykuje Czarneckiemu utwór Paranoid klasyka satanizmu i heavy metalu, czyli grupy Black Sabbath z czasów kiedy Ozzy Osborne nie zamienił się jeszcze w celebrytę w kapciach.

http://youtu.be/_aIhh9nFYv4

Słuchając Paranoid Jongleur postanawia zostawić Czarneckiemu nie otwartą jeszcze butelkę rumuńskiego merlota o wdzięcznej nazwie Vampir – może mu się przyśni. Sam jednak, aby utrzymać się w klimacie siegnie po wino znacznie lepsze – ot taki przywilej zdrajcy. Czarownice z zagrody wróżek, to podstawowe wino kultowej winiarni Les Clos des Fées. Jongleur otwiera butelkę z roku 2006. Grenache i carignan ze starych krzewów i młode syrah dają wino krwiste, gęste, pełne aromatów przysmażonych owoców, porzeczek, jagód, śliwek, południowych ziół, dymu z zanikającymi nutami zwierzęcymi, które mocno uwydatniały się jeszcze dwa, trzy lata temu. Dobry czas na to wino, które wyzwoliło się z młodzieńczej dzikości, pozostając jednak delikatnie mroczne. Widać coś z tych czarownic w sobie ma. Może też stoi po ciemnej stronie mocy? W każdym razie siła – nieco wygładzona, choć garbniki nadal zadziorne, i spora głębia pozwala Jongleurowi z godnością znieść etykietkę zdrajcy. Prawdę mówiąc po dwóch kieliszkach ma to w dupie, czego i wszystkim pozostałym życzy.

Categories: Kretyni winni i niewinni, Rekomendacje | Tags: , , , , , , , , | Leave a comment

Jongleur kulturalnie pije chianti

uliczny teatr

Kiedy Jongleur degustuje wina dla potrzeb Winnych Wtorków to je po prostu pije. Jednak ostatnio jeden z blogerów linkując Jongleura umieścił go w zakładce Kultura. Mile to połechtało próżność Jongleura, który obiecuje odtąd pić kulturalnie – stąd tytuł. Dla frankofila wybór chianti wydaje się być swego rodzaju umartwieniem, jednak Jongleur dobrze wie co robi. Wśród paru flaszek mrugających doń co wieczór jest jedna butelka chianti, znanego mu dobrze z wcześniejszych roczników, rzadko jednak wypijanego ze względu na cenę. Rocznik – 2003 nie wydaje się zbyt obiecujący ale co tam, z pewnością już czas – otwieramy. Do kieliszka płynie wino ciemno rubinowe, cieliste, z bardzo żywym połyskiem, jakby nie miało tych dziewięciu w końcu lat. W nosie początkowo aromaty skóry i ziemi, jednak po chwili pojawiają się nuty owocowe: wiśnie, śliwki, porzeczki – co kto chce. Praktycznie nie ma nut beczkowych, może trochę tytoniu i cedru, choć beczka bezwzględnie była, w końcu to riserva. W ślad za owocami pojawiają się też nuty przypraw – sporo mięty, nieco pieprzu, trochę lukrecji. W ustach przede wszystkim fantastyczne wyważenie i elegancja. Mimo sporej materii, dobra struktura wsparta na żywej kwasowości i wyraźnych, bardzo gładkich taninach, daje wrażenie powściągliwości i umiaru. To wielowymiarowe wino rzeczywiście można pić kulturalnie. Jongleur zna wiele win bogatszych, bardziej aromatycznych, bardziej efektownych, niewiele jednak spotyka w kieliszku win zrobionych z taką klasą. Cóż Giuseppe Mazzocolin wielkim winiarzem jest.
Podczas degustacji, kultura wszak zobowiązuje, Jongleur słucha grupy Wishbone Ash. Kto dziś pamięta rockowy zespół, który pierwszy wprowadził do składu dwie gitary prowadzące. Większość ich kawałków to fascynujące duety i dialogi dwóch gitar. Jeden z gitarzystów Andy Powell był cały czas filarem grupy. Druga gitara to w różnych latach: Ted Turner, Laurie Wisefield, Jack Crompton i Roger Filgate. Posłuchajmy

A, no i oczywiście metryczka wina
Rancia 2003
Chianti Classico Riserva DOCG
Sangiovese 100%
Fattoria di Fèlsina

Categories: Piosenki przy winie, Rekomendacje | Tags: , , , , , | 3 komentarze

„Because it’s there”

To krótkie wspomnienie powstało już dość dawno ale nie było okazji, ani możliwości. Teraz więc, jako niespełniony zdobywca alpejskich grani, Jongleur chce przypomnieć Wandę Rutkiewicz, wspaniałą alpinistkę, niepokorną i niezależną, idącą aż do końca własną drogą. Jutro jej urodziny. Sześćdziesiąte dziewiąte. A w maju minie dwadzieścia lat odkąd została na zawsze w ukochanych Himalajach, idąc samotnie po swój kolejny ośmiotysięcznik – Kanczendzongę. W sumie zdobyła ich osiem, a chyba największym osiągnięciem było samotne przejście południowej ściany Annapurny. Wanda była pionierką kobiecego alpinizmu, ale prawdę mówiąc większości mężczyzn z trudnością przychodziło dotrzymać jej kroku w górach. Dla Jongleura jednak ważniejsze od sportowych osiągnięć jest fakt, że Rutkiewicz poświęciła wszystko aby realizować swoją pasję i swoją wolność tak jak to było dla niej najważniejsze. Jako jedna z niewielu na pytanie „po co wchodzisz na Mt Everest?” mogłaby w ślad za Mallory’m odpowiedzieć „because it’s there”
Jeżeli odpowiednia dla alpinistów piosenka to oczywiście Wysocki i Pożegnanie z Górami:

http://youtu.be/oztG4gSH-k8

Jaką i gdzie znaleźć odpowiednią butelkę? Odpowiedzi udzielił Jongleurowi przyjaciel wysyłając go na Korsykę, po wino, które niegdyś do Polski importował. Torraccia, kupaż autochtonicznych korsykańskich szczepów o dziwnych nazwach: niellucciu i sciaccarellu daje wino pachnące ziołami, malinami, jeżynami, pestkami wiśni, skórą. Pozornie szorstkie, chropowate, mięsiste, a przy tym z zaskakującą elegancją i dystansem do codzienności. Bardzo to odpowiada Jongleurowi, który tego dystansu do „otaczajacej go coraz bardziej rzeczywistości” gwałtownie pragnie.

Aha i żeby nie było, zdjęcia Wandy Rutkiewicz i symbolicznego kamienia pochodzą z Wkipedii

Categories: Życie i wino | Tags: , , , , , , , | 2 komentarze

Jongleur w teatrze pije burgunda

uliczny teatr

Mimo, że Jongleura cechuje złośliwość i sarkazm, dziś nie będzie uszczypliwości i docinków. Będzie natomiast laudacja na cześć wyjątkowej artystki i niezwykłej osoby, która swoimi działaniami trwale zmieniła artystyczny pejzaż Warszawy. Krystyna Janda, utalentowana i wszechstronna aktorka, zamiast spokojnie odcinać kupony od swoich wieloletnich osiągnięć, parę lat temu rzuciła się na głębokie wody, otwierając pierwszy prywatny teatr – Teatr Polonia w Warszawie. Jakby tego było mało, dwa lata temu powstała druga scena – Och Teatr na Ochocie. Oba teatry przygotowują kilkanaście premier w ciągu roku. Wbrew narzekaniom na upadek kultury, brak widzów, brak pieniędzy, brak wszystkiego, Janda udowadnia, że kultura jest nam potrzebna jak powietrze, że widzowie odróżnią sztukę przez duże S od kiczu, że prawda i twórcza autentyczność przebija się także w niekoniecznie sprzyjających warunkach. Także Jongleur, chociaż prymityw i miłośnik kryminałów w teatrze Jandy czuje się osobą lepszą i chwilami nawet uduchowioną i za to chce dziś Pani Krystynie gorąco podziękować. Słuchając piosenki ze spektaklu Kobieta zawiedziona Jongleur pije za prawdziwych artystów, spełniając toast jednym ze swoich ulubionych win

Jakie wino może być tak zmienne, grać na tak różnych diapazonach, balansować między kruchością a siłą, między zwierzęcą dzikością a kwietna finezją? Tylko burgund. Tym razem wino z bardzo dobrego w Burgundii rocznika 2008, Santenay Les Champs-Claude od Henri de Villamont’a. Wino z ulotnymi aromatami truskawek i malin, z nutami ziołowymi, jak na pinot noir mięsiste, wsparte na dobrej kwasowości, z łagodnymi taninami i wzorowo użytą beczką. Do prawdziwej wielkości sporo mu brakuje, ale pije się świetnie.

Categories: Rekomendacje, Twórczość | Tags: , , , | 4 komentarze

Niespodziewane gemischter satz

Wyzwanie, które rzucił Sstar nieco zdeprymowało Jongleura. Już wkradało się graniczące z pewnością przypuszczenie, że zmarnuje kolejne popołudnie, na przeciętną Austrię, która ma, z paroma wyjątkami, średnie wina i świetny PR, jednak w pamięci coś zaświtało. Desperacja potrafi przywołać rzeczy oczywiste a zapomniane. Aimé Guibert, langwedocki winiarz, który swoje sztandarowe wino wytwarza właśnie jako gemischter satz.
Podstawa to cabernet sauvignon – około 80%, ale reszta to dziesięć odmian, rosnących razem, zbieranych wtedy kiedy cabernet osiągnie dojrzałość i oczywiście fermentowanych razem. Jak napisał producent żadna odmiana nie pochodzi z selekcjonowanych klonów, wszystkie są naturalne i uprawiane w sposób organiczny.
W nosie wyczuwa się aromaty owoców porzeczki i morwy oraz przypraw, pieprzu i lukrecji, jednak przez cały czas degustacji aromaty podkreślone są mocną nutą skóry. W ustach owoc i solidna struktura wsparta na garbnikach i wyrazistej kwasowości. Wino jest bezbłędnie zrobione, z zadziwiająco utrzymanym w ryzach alkoholem (12,5%) i subtelnym ekstraktem. Z pewnością ma przed sobą kilka co najmniej lat ewolucji. Dziś uderza jego czystość, prostota i powściągliwość. W pewnym sensie jest to wino ascetyczne, dalekie od jakiejkolwiek prowokacji, niezwykle harmonijne i chyba ta harmonia właśnie i wewnętrzny ład robi największe wrażenie.

a oto prawdziwa muzyczna gemischter satz czyli grupa Cream, pierwsza w historii rocka supergrupa założona w roku 1966 przez Erica Claptona z Yardbirds, Jacka Bruce’a z John Mayall Bluesbreakers i Gingera Bakera z Graham Bond Organisation. Zespół istniał niespełna trzy lata, ale niemal każdy z jego utworów przeszedł do historii rocka. W ich wykonaniu White Room. Mało jest tak klasycznych i ascetycznych zarazem i do dziś tak świeżo brzmiących numerów

http://youtu.be/rz4ODNEFzWw

Mas Daumas Gassac 2005
Cabernet sauvignon (20%) et consortes
Vin de Pays de l’Herault
Import w bagażniku
Cena 35 euro parę lat temu

Categories: Rekomendacje | Tags: , , , , , , , , | 2 komentarze

Tylko dla dorosłych czyli misja telewizji publicznej

uliczny teatr

Dzisiejszy wpis, nie tylko ze względu na wino, ale także z powodu kilku drastycznych określeń, nie nadaje się dla młodzieży, Jongleur ostrzega więc rodziców. Będzie mowa o misji w telewizji publicznej. Dozwolone od lat 18.
Jest otóż w strukturach naszego państwa organizacja nie tylko całkowicie niepotrzebna, ale wręcz szkodliwa. Jest to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji – organ powołany nie wiadomo dlaczego, nie wiadomo po co, ogólnie zajmujący się cytuję „Staniem na straży wolności słowa w radiu i telewizji, samodzielności nadawców i interesów odbiorców oraz zapewnianiem otwartego i pluralistycznego charakteru radiofonii i telewizji.”
Szczegółowe zadania znaleźć można na stronie www.krrit.gov.pl – tylko dla wytrwałych. Jeśli je jednak spokojnie przeanalizować to widać tak naprawdę jedno zadanie: powoływanie rad nadzorczych mediów publicznych czyli, de facto, polityczna nade nimi kontrola. Reszta to bełkot obrażający inteligencję współobywateli. Jest tam na przykład coś o projektowaniu kierunków polityki państwa w dziedzinie radiofonii i telewizji – pewnie chodzi o tak zwaną misję telewizji publicznej. Kto ma jakieś wątpliwości co do misji niech przypomni sobie nadawane w telewizji publicznej reality show, w którym jeden pan – podobno sportowiec, wołał do jednej pani – podobno piosenkarki „Doda, Doda zrób mi loda”, na co pani piosenkarka radośnie odkrzykiwała „Saleta, ciągnij fleta” Jongleur rozumie, że chodzi tu o prowadzone w ramach misji programy z zakresu edukacji seksualnej dla młodzieży – fakt, że nowatorskie podejście.
W zadaniach KRRiT jest też coś o abonamencie – to chyba chodzi o ten haracz, którego Pan Premier publicznie radził obywatelom nie płacić. Tak na marginesie Panie Premierze – Jongleur abonamentu nie płaci, bo generalnie nie płaci za robienie loda, natomiast gdyby z tego powodu ktoś, np. KRRiT, go zaskarżył, nie omieszka powołać Pana Premiera na świadka.
Stanie zaś na straży wolności słowa ogranicza się do przydzielania koncesji i to jest ten najsmaczniejszy bon mot. Otóż tam gdzie zaczynają się koncesje wolność słowa właśnie się kończy. I to by było na tyle. A dla przestrogi piosenka na temat realizacji misji telewizji w czasach, przynajmniej w mediach publicznych, nie do końca minionych

By osłodzić sobie poczucie osamotnienia w walce z wiatrakami Jongleur sięga po enologiczną ciekawostkę, czyli Blauer Zweigelt Spätlese od austriackiego winiarza Haidera, znad Jeziora Nezyderskiego. Takie eksperymenty, czyli słodkie czerwone wino na ogół kończą w zlewie, tym razem jednak Jongleur trafia na wino całkowicie pijalne, w dodatku nie bez przyjemności. Wino jest czyste, bardzo owocowe, z dominującym posmakiem czereśni i wiśni, z lekko ziołowym aromatem, lekkie i giętkie. Z całą pewnością nie pochwalimy się nim wśród znawców, ale w cichości własnych czterech ścian wypijemy chętnie.

Categories: Kretyni winni i niewinni, Życie i wino | Tags: , , , , | 6 komentarzy

Hity grudnia, czyli kosmici są wśród nas

uliczny teatr

Jongleur w zasadzie trwa w przekonaniu, że absolutnymi hitami blogosfery są wynurzenia Ryszarda Czarneckiego i Janusza Wojciechowskiego. Próbował do nich doszlusować poseł Węgrzyn z lesbijkami ale nie dał rady. Tak więc aż do dziś, obu wyżej wymienionych panów cwałowało radośnie w czołówce peletonu po nagrodę kretyna roku. W grudniu jednak objawiły się nowe talenty, które jak się wydaje bez wysiłku wyprzedzą stawkę. Choć zanim powiemy o nowych talentach wspomnieć trzeba Antoniego Macierewicza, który przy pomocy własnych ekspertów udowodnił, że, wbrew wszelkim innym opiniom, w katastrofie smoleńskiej nie było błędów pilotów, nie było zderzenia z brzozą, a samolot zaczął się rozpadać 26 metrów nad ziemią. Jongleur uprzedza tu krytykę czytelników i całkiem poważnie stwierdza, że w tym przypadku to naprawdę nie on robi sobie kpiny z tragicznej katastrofy i ma przy tym nadzieję, że Macierewicz nie za Jongleura, czyli społeczne, pieniądze urządza ten teatr.
Wróćmy jednak do prawdziwych hitów. Pierwszy to Dominik Zdort, który na blogu Rzeczpospolitej przeprowadził błyskotliwą analizę przyczyn znikania Jezuska z kartek świątecznych. Jongleur cytuje tylko skrót nie oddający w pełni głębi, a raczej dna rozważań Zdorta: „Jak co roku uważnie przyglądam się kartkom, które przychodzą do redakcji na święta. I jak co roku zauważam, że coraz mniej na nich betlejemskich stajenek, a coraz więcej choinek i czerwonych kubraków Świętych Mikołajów. Trudno uwierzyć, że tak nagle zmienił się światopogląd oficjeli, prezesów i dyrektorów, którzy zamawiają świąteczne kartki. (…) Domyślam się raczej coraz większych wpływów importowanej do Polski poprawności politycznej, lewicowej inżynierii społecznej podszytej głęboką niechęcią do chrześcijaństwa. Warto jednak pamiętać, że nie o samo chrześcijaństwo chodzi lewicy. Plan zakłada zniszczenie całej struktury społeczeństwa. Dlatego „postępowcy” podważają wszelkie tradycyjne więzi, a ich wrogiem jest w równej mierze Kościół, co rodzina i małżeństwo, wszelkie przejawy patriotyzmu oraz nasze kulturowe dziedzictwo.”
Niewinna kartka świąteczna, a proszę do czego prowadzi. .
Łeb w łeb ze Zdortem podąża Ryszard Terlecki poseł PiS, który na temat Unii Europejskiej ma do powiedzenia mniej więcej tyle: „Dziś za dalszym jednoczeniem opowiadają się lewackie mniejszości, komuniści, imigranci, sprzedajni dziennikarze oraz łapczywa finansjera. (…) Obecnie [Niemcy – red.] są państwem, które zarabia na kryzysie, a równocześnie zachęca do stworzenia „narodu europejskiego”, w którym Niemcy byliby gospodarczą i polityczną elitą. Czy Europa, która pamięta dwie wojny światowe, wywołane przez Niemców – może sobie na to pozwolić?”
Jako reprezentant sprzedajnej lewackiej mniejszości Jongleur ma tylko jedno pytanie: Czy do kręgu prezesa K. trafiają wyłącznie inteligentni inaczej, czy coś takiego dzieje się z nimi potem? Tak czy tak rywalizacja jeszcze nie rozstrzygnięta. Na razie zaś Jongleur spróbuje pomóc pani Marcie Kaczyńskiej. Ta sympatyczna osoba w trakcie wywiadu udzielonego braciom Karnowskim, najwyraźniej pod wpływem emocji, pogubiła się i nie mogąc znaleźć właściwego słowa użyła pod adresem prezydenta określenia „osoba, wybrana na prezydenta”. Otóż Szanowna Pani Marto. Sprawa jest prosta. Tak się w Polsce utarło, że osoba wybrana na prezydenta nazywana jest prezydentem. A w tym przypadku jest to prezydent Bronisław Komorowski.
Jongleur przeprasza za dzisiejszy, przygnębiający wpis. Dla podniesienia na duchu poleca łyk białego, słodkiego wina z Sainte-Croix-du-Mont. W tej leżącej w pobliżu Sauternes apelacji wytwarza się wina w podobnym stylu, znacznie jednak prostsze, tańsze, co niekoniecznie oznacza złe. W przypadku Château Les Coutines oznacza nawet całkiem nieźle, zwłaszcza że cena (poniżej 30 zł w Auchan) bardzo przystępna. Dostajemy za to wino aromatyczne, jako się rzekło słodkie, ale z dobrą, rześką kwasowością i ładną równowagą. Nic wielkiego, ale po dzisiejszych ciężkich przeżyciach koi duszę.

Categories: Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , , , | 2 komentarze