Mikołaj z Mołdawii

W wyniku konieczności zachowania prywatności korzystam z adresu przyjaciół aby odbierać przesyłki. Są z tym czasami perturbacje, bo właściciele adresu czasami wyjeżdżają. Tak było i w tym roku, ale szczęśliwie wrócili i odebrali przesyłkę wysłana przez Mikołaja. Tyle, że już nie wtorek, ale nie można mieć wszystkiego naraz. Wino przyszło ciekawe. Châteay Vartely to jedna z tych dużych mołdawskich posiadłości, która otrząsnęła się z postkomunistycznej bylejakości i wytwarza spore ilości bardzo pijalnych win. Wcześniej dane mi było próbować caberneta, jednak Mikołaj zaserwował intrygujący kupaż rară neagră (42%), malbec (30%) i syrah (28%). Rară neagră to inna nazwa autochtonicznego szczepu z Mołdawii i Rumunii, częściej występującego jako băbească neagră. Według pani Jancis R. charakteryzuje się budową lekką do średniej, wyrazistą kwasowością i charakterystycznym aromatem wiśni.

Wszystko to okazało się prawdą. Nos był bardzo czysty, mocno wiśniowy, z nutami pestek i towarzystwem porzeczek (czerwonych). Po chwili dołączyły delikatne aromaty przypraw, tytoniu, gałki muszkatołowej, związane z krótkim (6 miesięcy) dojrzewaniem w beczce.
W ustach owocowy posmak wiśni i żurawiny z wyraźnym akcentem ziołowym. Potoczyste, gładkie, przyjemne z kwasowością bardzo dobrze zrównoważoną owocem, przydająca jednak rześkości i elegancji. Beczka, bardzo kulturalnie zintegrowana, dodająca ciekawych nut, jednak nie przysłaniająca owocu. Przypomina delikatniejszą wersję primitivo, zwłaszcza te wiśniowe i pestkowe nuty. Jedna wada, która ustąpiła następnego dnia to piekący w ustach alkohol. Jednak te 14,5, a pewnie bliżej 15% swoje robi, zwłaszcza, że ekstraktu nie ma tak wiele jak w primitivo. Degustacji towarzyszyła klimatyczna piosenka Vasile Calancea

za opóźnienie z mojej winy przepraszam uczestników ww

Mikołajowi dziękuję

Categories: Piosenki przy winie | Tags: , , , | Leave a comment

Winne wtorki, nieoczekiwana Hiszpania

Nie Rioja, nie Ribera, nie Sherry, przy takich ograniczeniach Jongleur powędrował do Murcji, w nadziei, że będzie oryginalny, jednak autor Zapisków z Pustyni napisał już o winie z Bullas. Jongleur zna producenta Contreras, kiedyś fotografował u niego prawdziwe kwewry. Po namyśle jednak zdecydował się nie rezygnować z Bullas, czy szerzej z Murcji i postanowił zaprezentować dwa oblicza szczepu monastrell. Na pierwszy ogień ulubione jego ulubione wino czyli Partal z Bodegas Balcona. Rocznik 2013. To wprawdzie nie czysty monastrel, a raczej międzyregionalny kupaż monastrell, tempranillo, cabernet, syrah i merlot, ale jak się to pije! Trudno zrozumieć jak im się to udaje – chyba to położenie winnicy na niemal 900 metrach. Nic z dżemu, nic z ciasta z wanilią. Wino niebywale soczyste, świeże, miękkie, ale ze świetnie zarysowanym, delikatną taniną, konturem. Zaskakujące połączenie pijalności z elegancją.

Zilustrujmy je znanym coverem „Whisky in the Jar” w wykonaniu Gary Moore’a

Drugie wino, tym razem nie z Bullas lecz z Jumilli to efekt projektu jaki od kilku lat rozwija znany producent Casa Rojo pod nazwą Enologia Creativa. Ambitne założenie to produkcja, win najbardziej reprezentatywnych dla poszczególnych regionów winiarskich Hiszpanii i jednocześnie win będących czołówką danego regionu. Na razie win jest siedem, jak widać na zdjęciu, często sprzedawanych w komplecie, choć nie zawsze.
Wino pod nazwą MMM czyli Macho Man Monastrell mające odzwierciedlać muskulaturę, witalność i siłę szczepu monastrell, w roczniku 2013 zostało zaliczone do 100 najlepszych win Hiszpanii przez jury pod przewodnictwem Tima Atkina. Bez wątpienia muskularne, z mocnymi aromatami wiśni i śliwek. Wyraźna nuta wanilii (6 miesięcy dojrzewania we francuskim dębie), czekolady i ziół. Usta pełne owocu, bogate, intensywne, jednocześnie z dobrą równowagą. Koncentracja, kwasowość, równowaga, gładkie taniny – słowem wszystko na miejscu. Krótko mówiąc perfekcja i tylko duszy trochę brak.

Najlepiej zilustrować to tym samym kawałkiem w perfekcyjnym, monumentalnym niemal i bezosobowym wykonaniu Thin Lizzy.

Categories: Piosenki przy winie, Twórczość, Życie i wino | Tags: , , , , , | Leave a comment

Pinot we wtorek

Nadszedł kolejny Winny Wtorek, tym razem wyjątkowy, bo nie będziemy skupiali się na konkretnej odmianie, czy regionie geograficznym. Sławek Sochaj (Enoeno) zaproponował temat oryginalny i jednocześnie zmuszający do refleksji. Naszym zadaniem było wyobrażenie sobie sytuacji, w której w obliczu nadciągającego kataklizmu możemy ocalić jeden jedyny szczep winorośli. Jaki będzie nasz wybór?
W moim przypadku nie było wątpliwości, decyzja nie mogła być inna. Jeśli bowiem mamy możliwość uratowania jednej odmiany, to pinot noir jest dla mnie oczywistym, niepodważalnym wyborem. Nie chodzi bynajmniej o to, że sam jestem bezkrytycznym wyznawcą pinotowej religii, że mój wybór byłby ukłonem i potwierdzeniem mojego gustu. Oczywiście to jeden z argumentów, ale nawet nie decydujący… Trudno subiektywnym sformułowaniem uzasadnić tak doniosły „historycznie” wybór. Dlatego podejdźmy do sprawy bardziej racjonalnie (o ile w przypadku takiej „miłości” to możliwe).

Po pierwsze, za pinot noir przemawia jego uniwersalność. Spróbujcie znaleźć odmianę, która może dawać wina tak różne w stylach. Od lekkich, zwiewnych z wyrazistą kwasowością, umiarkowanym alkoholem i owocowym posmakiem, po solidniejsze, ewoluowane, z wyraźną taniną i nutami zwierzęcymi, aż po potężne alkoholowe i beczkowe produkty z Nowego Świata. Jednocześnie, co zwykle się nie zdarza, każda z tych kategorii za sprawą pięknej kwasowości zachowuje świeżość i rześkość. Musiaki? Żaden problem, wszak pinoty świetnie odnajdują się również w takiej odsłonie. Spójrzmy tylko na szampany.

Po drugie, popatrzmy również na zastosowanie kulinarne. Zwłaszcza do naszej, polskiej kuchni, pinot noir stanowi nadzwyczaj wdzięcznego towarzysza. Kiszona kapusta, pierogi, drób, czy nawet tatar idealnie współgrają z winami z tej odmiany. Ale pomyślcie o świątecznych potrawach, takich jak gęś, kaczka, czy cięższe mięsa – zwłaszcza dziczyzna – przecież aż prosi się, aby towarzyszył im kieliszek kwaskowego pinota. Nie możemy się jednak ograniczać jedynie do Polski, mało które wino tak dobrze pasuje do ostrych potraw z Dalekiego Wschodu czy nawet sushi. Pinot warto spróbować z wiedeńskim sznyclem, czy białymi niemieckimi kiełbaskami z grilla. O pieczonych rybach nawet nie musimy wspominać.

Kolejna sprawa, która wyróżnia pinot noir, to niespotykana umiejętność odwzorowania siedliska. Trywialne jest stwierdzenie, że inaczej smakują pinoty z Francji od tych z USA, Niemiec, czy Nowej Zelandii. Jednak idąc dalej, wystarczy porównać sobie butelki z Szampanii z tymi z Burgundii czy Sancerre lub Alzacji, wina z Oregonu z tymi z Kalifornii, lub z doliny San Antonio z winami z Casablanki, by zobaczyć jak w poszczególnych miejscach dochodzą do głosu inne oblicza tej odmiany. Jakby tego było mało spróbujcie napić się burgundzkich pinotów z różnych cru a zobaczycie, że zupełnie inaczej smakują wina z Chambertin od tych z Vosne Romanée czy Corton. Tak samo różnią się od siebie poszczególne znane parcele nad Renem, Saoną czy w Alzacji.

Te trzy elementy – różnorodność styli, plastyka kulinarna oraz odwzorowanie miejsca uprawy stanowią o klasie pinota. To kilka z powodów, dzięki którym właśnie ten szczep ocaliłbym w obliczu kataklizmu. Ale tak naprawdę, zwyczajnie chciałbym wówczas móc napić się wina, które sprawia nieopisaną przyjemność, jest mi tak bliskie i pasuje do każdego stanu ducha!

Żeby jednak nie być gołosłownymi na przykładzie kilku butelek, pokażemy Wam jak niezwykłe są to wina…
Wbrew panującym stereotypom, pinoty to wina niemal na każdą kieszeń. Podstawowe i co ważne poprawne butelki dostępne są w Alzacji czy Francji w cenach zaczynających się od 7-8 eur, a w Polsce coraz łatwiej znaleźć porządne wina z tej odmiany kosztujące ok. 40 zł.

Jednak skoro mam mamy opowiadać o pięknie pinota muszę też sięgnąć po przykład butelki z Burgundii z najwyższej kategorii jakościowej – Grand Cru. Tym mianem określa się wina pochodzące z najlepszych siedlisk sklasyfikowanych przez INAO (Institut National des Appellations d’Origine), organizację odpowiedzialną za ochronę nazw zastrzeżonych produktów spożywczych. Wraz z tym winem przenosimy się do Burgundii do miejscowości Morey-Saint-Denis, a właściwie w jej pobliże do winnicy Clos de Tart, określanej jako „monopole” gdyż całe siedlisko Grand Cru należy do jednego właściciela. Clos de Tart może poszczycić się historią, która sięga ponad 900 lat. Założyły ją w roku 1141 siostry bernardynki z opactwa Tart. W roku 1791 posiadłość nabyła rodzina Marey-Monge by ostatecznie sprzedać ją firmie Momessin. To naprawdę niezwykłe – trzech właścicieli na przestrzeni niemal dziesięciu stuleci, przy czym warto podkreślić, że zajmująca 7,53 ha winnica nigdy nie była parcelowana i dotrwała w niezmienionym kształcie do naszych czasów.

Clos de Tart 2014
W nosie złożony bukiet, na który składają się aromaty wiśni, truskawek, z mocną nutą jeżyn. Delikatne akcenty kwiatowe. W ustach mocny atak owocowy z korzennym finiszem. Tak naprawdę to co uderza w tym winie to niezwykła równowaga w tak młodym wieku. Jedwabista faktura, gładkie taniny, doskonała kwasowość. Całkowicie potwierdza się opinia jednego z krytyków, że Clos de Tart to harmonijne połączenie siły Chambertin z delikatnością Morey-Saint-Denis.

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem. No cóż, tak już mam, że o pinotach mogę opowiadać godzinami. Przynajmniej teraz już wiecie, dlaczego to właśnie tę odmianę, muszę ocalić przed kataklizmem – dlatego sięgajcie po pinoty!
PS
Mam nadzieję, że sympatyczni blogerzy z Naszego Świata Win wybaczą mi tę bezwstydną kradzież ich tekstu, ale naprawdę nie mogłem się oprzeć

Categories: Życie i wino | Tags: , , | 2 komentarze

Brain drain po polsku

Będzie dobrze a może nawet jeszcze lepiej. Jongleur pomału uspokaja się i nabiera ufności co do planów obecnej ekipy rządowej. Bodajże 11 stycznia wicepremier Morawiecki wystąpił podczas konferencji MIT Enterprise Forum Poland z zaskakującym projektem mającym wspomóc innowacyjność polskiej gospodarki. Piękne plany, a właściwie ich zapowiedzi ukazywały świetlane perspektywy w najbliższych latach. Sukcesy mają być osiągane dzięki wsparciu udzielanemu przez państwowe spółki, głównie Bank Gospodarstwa Krajowego, KGHM, PKO BPn i in., młodym innowacyjnym przedsiębiorcom. Ma to doprowadzić do takiego rozwoju, dzięki któremu to Polska stanie się celem migracji najzdolniejszych naukowców i inżynierów, zwłaszcza z USA. Krótko mówiąc drenaż mózgów w przeciwną niż dotąd stronę. Brzmi pięknie jednak Jongleur, jako wieczny malkontent, ma dwie, zasadnicze wątpliwości. Pierwsza, przyznajmy małostkowa, ale jednak istotna. Otóż na szczęście, Jongleur nie ma konta w PKO, gdyby jednak miał, to po informacji, że bank ten zamiast dbać o jego pieniądze, będzie je wydawał, na finansowanie przedsięwzięć o niejasnych szansach powodzenia, szybko by to konto zlikwidował. Ponadto państwowe spółki mają jednak dość często prywatnych akcjonariuszy. Czy zmuszanie ich do inwestowania w takie przedsięwzięcia jest legalne – może właśnie po to warto ubezwłasnowolnić Trybunał Konstytucyjny? Ale oczywiście Jongleur jest gorszym sortem Polaka, więc nic w tym dziwnego, że jątrzy. Jednak wątpliwość druga, stawia cały pomysł pana Morawieckiego, delikatnie mówiąc pod znakiem zapytania. Otóż kraje, z powodzeniem „drenujące mózgi” a zwłaszcza USA, zapewniały zapraszanym, zdolnym ludziom rozsądne pieniądze ale przede wszystkim wolność i stabilność prawa, a z tymi dwoma wartościami rządząca ekipa jest zdecydowanie na bakier. Co jeszcze ważniejsze, „drenowane mózgi” kryły się na ogół w głowach obywateli innych kontynentów, ludzi czarnych, żółtych, smagłych, skośnookich itd., krótko mówiąc w wielu przypadkach byli to uchodźcy. W Ameryce witała ich tolerancja i bezpieczeństwo. W Polsce wita ich prezes rządzącej partii bełkocząc coś o roznoszeniu chorób. No, powiedzmy, że to lapsus, ale przecież prezes może się wyciszyć i nie straszyć swoimi fobiami, tak jak to było w czasie kampanii wyborczej, ale jego marionetki i tak co coś palną. Tak jak choćby ostatnio minister środowiska – kandydat do nagrody Kretyna Roku, który stwierdził, że nie pozwoli na propagowanie ideologii gender. Nie skusi się też raczej żaden drenowany mózg na karierę w kraju, w którym minister zdrowia zamiast in vitro propaguje naprotechnologię. Marne więc szanse widzi Jongleur na ten drenaż, natomiast jeśli PiS porządzi jeszcze chwilę, to nasze polskie mózgi znów podążą na Zachód lub za ocean.
A jako morał piosenka z przed wielu lat, która dostała ostatnio trzecie życie. Prawda jakie aktualne?

Categories: Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , | Leave a comment

Czytanki z psychologii

Zmęczony „coraz bardziej otaczającą go rzeczywistością” Jongleur postanowił nabrać trochę dystansu i wyciszyć się studiując psychologię. Co jakiś czas pojawiać się będą więc na blogu czytanki z tej, zupełnie do tej pory dla Jongleura obcej dziedziny. Dziś więc czytanka pierwsza:

„Osoby dotknięte paranoicznym zaburzeniem osobowości:

• Bezpodstawnie podejrzewają, że są przez innych wykorzystywane, krzywdzone lub oszukiwane;
• Bez przerwy żywią nieuzasadnione wątpliwości co do lojalności przyjaciół lub współpracowników, są przekonane, że nie można im ufać;
• Niechętnie zwierzają się komukolwiek, gdyż obawiają się, że to zostanie wykorzystane na ich szkodę;
• W niewinnych uwagach czy zdarzeniach dopatrują się ukrytych znaczeń – czują się poniżone lub zagrożone;
• Bez przerwy żywią urazę – nie wybaczają zniewag ani lekceważenia;
• Dostrzegają – niewidoczne dla innych – ataki na siebie lub swoją reputację i szybko reagują gniewem albo przechodzą do kontrataku”

Ten fragment pochodzi z pasjonującej książki Roberta S. Robinsa i Jerrolda M. Posta – Paranoja polityczna, psychopatologia nienawiści. Książka, wydana w 1999 r. stała się chyba bestsellerem, bo jest nie do kupienia, a warto. Polecam.

I jeszcze stary klasyk King Crimson:

Dziś wina nie będzie – Jongleur na odwyku

Categories: Twórczość | Tags: , , , | Leave a comment

Podziękowanie dla Prezesa

Po niemal roku spędzonym na koncertach zagranicą Jongleur sądził, że nie wróci już do bloga. Tymczasem ciepła woda w kranie uśpiła czujność i okazało się, że demokracja jest zagrożona. I w tym właśnie momencie Jongleur poczuł się zobowiązany do złożenia podziękowania Panu Prezesowi Kaczyńskiemu. Ten wybitny strateg i mąż stanu opowiedział się jednoznacznie po stronie demokracji, dostarczając przy tym Jongleurowi niekłamanych wzruszeń. Sytuacja Pana Prezesa nie jest łatwa. Niemal zaraz po wygranych wyborach, jego najbliżsi współpracownicy, zamiast wziąć się do wprowadzania dobrej zmiany, zaczęli od łamania prawa, a także konstytucji. Jakże ciężki musiał to być dla Prezesa szok, kiedy, wszystko mu zawdzięczający, prezydent Andrzej Duda zainaugurował sprawowanie swego urzędu ułaskawieniem skazanego za nadużycie władzy Mariusza Kamińskiego oraz kontestowaniem decyzji Trybunału Konstytucyjnego, co praktycznie sparaliżowało jego działalność.
Na szczęście na pomoc ruszyli obywatele. Komitet Obrony Demokracji postanowił iść w sukurs, organizując w całym kraju demonstracje poparcia dla walczącego o zachowanie demokracji Prezesa. W związku z tym Jongleur pozwala sobie zameldować: Panie Prezesie, nie zostawimy Pana samego. Jeśli znowu będzie zagrożona demokracja – przyjdziemy. Ma Pan to jak w banku. Polskim banku.

Categories: Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , , | 3 komentarze

Stanisław Barańczak

uliczny teatr

Dziś kolejna smutna wiadomość. Zmarł Stanisław Barańczak, wybitny poeta i tłumacz, wykładowca literatury na Uniwersytecie Harvarda. Jeden z założycieli Komitetu Obrony Robotników, działacz opozycyjny, twórca wspaniałych wierszy, które w ciężkich czasach pozwalały zachować godność. Pod pseudonimem Trzymałko i Dzierżankiewicz autor złośliwych recenzji wyszydzających nowomowę socjalistycznej pseudoliteratury. Miał 68 lat. Posłuchajmy wiersza „NN próbuje przypomnieć sobie słowa modlitwy” z tomiku Sztuczne oddychanie. Muzyka i wykonanie Jan Krzysztof Kelus

Categories: Bez kategorii | Tags: , , , , | 2 komentarze

Winne wtorki – prezent od Mikołaja

W ramach winno wtorkowych Mikołajek do Jongleura dotarła solidnie zapakowana, wysłana przez zodiakalnego strzelca, flaszka z Langwedocji. Zapowiadała sporo emocji ponieważ wyszła spod ręki Laurenta Miquel’a – właściciela winnicy Cazal Viel w Cessenon w apelacji St-Chinian. To jedno z najlepszych obok Pic-St-Loup i Larzac siedlisk w Langwedocji. Jednak wino Syrah Nord-Sud 2013 pochodzi z winogron zbieranych z innej, leżącej poza apelacją winnicy. W butelce mamy stuprocentowy, bardzo klasyczny syrah o głębokiej, ciemnoczerwonej barwie. Początkowo uderzają aromaty lekko przygrzanych, czerwonych owoców: wiśni, porzeczki i śliwek. Pojawiają się akcenty malin, a chwilę później wyraźne nuty pieprzu i lukrecji, przeplatane delikatnym zapachem surowego mięsa. Pomimo iż połowa wina dojrzewała w beczkach, typowe nuty dębowe są niemal nieobecne. Rozwijają się za to, po pewnym czasie, lekkie aromaty skóry i tytoniu. Podsumowując bardzo ładnie rozwijający się bukiet, jaki wzięłoby w ciemno wielu producentów znacznie droższych win.

W ustach intensywny, soczysty i czysty atak owocowy, przy czym smaki owocowe ewoluują od świeżej porzeczki i maliny, w stronę delikatnej konfitury, zaś pod koniec pojawia się posmak czekolady z niuansem pieprzu. Mimo sporej materii wino pokazuje dobrą równowagę i dużo kultury. Jedynym mankamentem jest pokazująca się chwilami, znikająca i znowu powracająca, wyraźna jednak, zieloność garbnika. Najbliższa, przyszłość powinna pokazać czy jest to młodość wina, czy cecha rocznika.
Dziękuję, a dla ofiarodawcy piosenka.

http://youtu.be/0peTfMOdDoo

PS
Dwa dni później zieloność garbnika ustąpiła, gdyby ktoś kupił taką butelkę polecałbym jednak karafkowanie, a w ogóle raczej otwarcie w następne Mikołajki

Categories: Życie i wino | Tags: , , , , | 3 komentarze

Coś ciekawego

uliczny teatr

Podobno jest coś takiego jak Blog Day, kiedy to należy zarekomendować warte odwiedzenia blogi. Jongleur, jako bydlę raczej złośliwe, chętniej coś skrytykuje niż pochwali, jednak stwierdzić trzeba, że parę osób ciekawie piszących się pojawiło, a i niektóre z wcześniej już aktywnych zrobiły kolejny krok w stronę ciekawego pisania. Przy czym ciekawe pisanie to, i tu Jongleur zgadza się w stu procentach z Timem Atkinem, opowiadanie historii. Niestety w polskiej blogosferze to w dalszym ciągu rzadkość. Królują opisy kolejnych degustowanych butelek z Lidla, Biedronki, czasami, choć rzadko, kupionych przez blogera. Jongleur nie traktuje takiej twórczości jako bloga, ale raczej reklamówkę firmy, której trzeba się odwdzięczyć za nadesłane flaszki. W tym zalewie lepszych lub gorszych notek degustacyjnych warto zwócić uwagę na piątkę wśród tych, którym się chce i mają coś do powiedzenia. Kolejność przypadkowa.

(nie) Winne historie
Po raz kolejny Jongleur wyróżnia blog Łukasza Fika, właśnie za ciekawe historie, przy czym historie te stają się coraz ciekawsze i wymagają solidnych poszukiwań po różnych ukrytych zakamarkach. Autor z wdziękiem podaje nam wyszperane gdzieś w czeluściach smakołyki. Polecam.

Winne tradycje
W tej samej lidze robią, mówiąc kolokwialnie Winne Tradycje, przy czym ostatnio zdecydowanie mniej nudzą a więcej bawią. Zdarzają się prawdziwe perełki. Tak trzymać.

Wine Tasting
Początki średnie ale rozwój bardzo ciekawy. Jakub Małecki proponuje coraz ciekawsze wędrówki po winnicach – ostatnio niemieckich. Ciekawe spostrzeżenia, coraz większa wiedza. Warto

Raport z Win
Choć Jongleur nie kocha blogów opartych na notkach degustacyjnych, jednak te proponowane przez Izę Popko na blogu Raport z Win są interesujące, niebanalne, stroniące zarówno od hucpy jak i sztampy, pisane ładnym językiem, zawierające sporo wiedzy.

Korek od Wina
Katarzyna Józefiak potrafi opowiadać historie. Ma niewątpliwą umiejętność przedstawiania rzeczy prostych w sposób ciekawy. To niełatwe. Zobaczymy co dalej.

Oczywiście ta piątka to nie wszystko. Nadal dobrze trzymają się: Blisko Tokaju, Winniczek – godna podziwu regularność, Lampka Wina.
Wszystkim życzę, w swoim interesie, jak najlepiej i dedykuję stary, klasyczny kawałek Let’s Work Together, grupy Canned Heat.

http://youtu.be/oXo6G5mfmro

Categories: Twórczość, Życie i wino | Tags: , , , , , , | 1 Comment

Przecięcie pępowiny

W obliczu sytuacji na Ukrainie ogarnia nas swoiste poczucie bezsilności. No bo cóż możemy zrobić? Bogata i syta Europa ma to w dupie, czego smutnym dowodem jest załączone zdjęcie, na którym ukraińskie sprawy rozstrzygane są w gronie tych sytych, grubych i pilnujących, żeby nikt nie popsuł im interesów (Fabius, Steinmeier i Ławrow), a gdzieś w tle, wypchnięty poza pierwszy plan, jakby z trudem tolerowany, ukraiński minister Klimkin.

Cała sytuacja przypomina 1938 rok w Monachium. Wówczas powracający do Anglii Chamberlain usłyszał od Churchilla: „Miał Pan do wyboru – wojnę lub hańbę. Wybrał Pan hańbę a będziemy mieli wojnę” Nic dodać nic ująć. Tylko szkoda, że pamięć taka krótka. Niespecjalnie w razie czego możemy liczyć na Amerykanów, bo oni całkiem słusznie zresztą, nie wykazują zrozumienia. W lapidarnym skrócie ujął to jeden z ich generałów mówiąc: „Jak mam przekonać 300 milionów amerykańskich podatników, że muszą bronić 500 milionów Europejczyków przed 150 milionami Rosjan?”.
Nawiasem mówiąc Putin już przegrał, choć może jeszcze dorzucić Europie sporo nieszczęść. Może zabrać Krym, a być może Donbas, choć tu Ukraińcy w zaskakujący sposób zaczynają się ogarniać, jednak nawet jeżeli, to będzie miał do wyżywienia znacznie więcej emerytów, zaś gospodarkę tych bogatych regionów i tak położy. Swoją drogą to ciekawe, że kraj zajmujący ogromne, bogate w surowce terytorium, potencjalnie najbogatszy na świecie, nie jest w stanie się wyżywić i wyprodukować czegokolwiek oprócz rakiet i karabinów. Za to z łatwością jego przywódca doprowadził do trwałego pęknięcia, już nie rysy ale pęknięcia i rozłamu, miedzy dwoma tak bliskimi społeczeństwami. Krótko mówiąc wystarczy posłuchać piosenek śpiewanych ostatnio na Ukrainie, a zwłaszcza tej do słów Anastazji Dmitruk.

Categories: Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , , | 2 komentarze