Ocalić od zapomnienia


Choć ciszę wyborczą uważa za jeden z większych absurdów, Jongleur nie pisze dziś o polityce i politykach z zupełnie innego powodu. Jutro, czyli 9 października mija piąta rocznica śmierci Marka Grechuty i jest to dla Jongleura okoliczność znacznie ważniejsza od wyborów. Pięć lat temu odszedł wielki artysta, którego piosenki stworzyły zupełnie nową przestrzeń, zarówno w sferze muzyki, jak i tekstów. Twórca ważny dla kilku pokoleń ludzi myślących i wrażliwych. Choć Jongleur niekoniecznie zalicza siebie do wrażliwych i myślących, Marek Grechuta jest jednym z największych artystów jakich miał okazję podziwiać. Tu aż prosi się o parę słów wzniosłych i mądrych, ale inni z pewnością zrobią to lepiej. Jongleur proponuje natomiast chwilę refleksji przy mniej może znanej ale wspaniałej piosence. Nie jest to hymn jak „Świecie nasz”, nie jest liryczna jak „Ocalić od zapomnienia”, ale jest mądra, a warstwie muzycznej, zwłaszcza jak na tamte czasy nowatorska. Piosenka Wędrówka, znalazła sie na płycie Droga za Widnokres, nagranej z formacją Wiem, w której Markowi Grechucie towarzyszyli znani i cenieni muzycy jazzowi, między innymi gitarzysta Paweł Scierański i kontrabasista Paweł Jarzębski.

Chapeau bas

Jongleur długo szuka wina odpowiedniego do tej piosenki. Nie może być zbyt intensywne, to oczywiste. Nie pasują tu wina potężne, chropawe, rustykalne. Potrzeba wina ze spokojną elegancją, wina do zadumy, refleksji. Wina przy którym się myśli, ale niekoniecznie o winie. Wina wreszcie, które równie dobrze smakuje młode jak i w wieku dojrzałym, na początku i na końcu wędrówki. Dobre byłyby najlepsze wina loarskie, ale nie potężne chinon, raczej delikatniejsze jak Saumur-Champigny z Château Villeneuve lub od Thierry’ego Germain. Jednak w końcu wybór padł na Esegesi z roku 2005, włoskie wino z Dolomitów, wytwarzane przez Eugenio Rosi, winiarza z artystyczną duszą. Proste i filozoficzne jednocześnie, skoncentrowane i czyste, z przedziwną delikatnością. Jak piosenka Grechuty.

Categories: Piosenki przy winie, Twórczość | Tags: , , , , | 8 komentarzy

Angela, dawaj 300 miliardów, czyli geniusz Prezesa

Po kilkunastu latach praktykowania w Polsce demokracji, Jongleur przyzwyczaja się powoli do wygadujących najróżniejsze bzdury kretynów aspirujących do roli tak zwanych mężów stanu. Wydawało się więc, że łatwo się dziwić nie będzie, ale jednak. Tym razem przyczyną zaskoczenia okazał się niezawodny prezes K. Historia zaczęła się całkiem banalnie. Prezes K. odkrył w swojej książce tajemnicę wyboru Angeli Merkel na kanclerza Niemiec. To znaczy nie odkrył, tylko stwierdził że jak zwykle wie coś o czym maluczcy nie wiedzą: „Nie sądzę, żeby kanclerstwo Angeli Merkel było wynikiem czystego zbiegu okoliczności” i jak zwykle dodał, że wie, ale nie powie. Krótko mówiąc dał do zrozumienia, że ma na Panią Kanclerz haka. Prymitywni i złośliwi oponenci prezesa K. mogliby się tu dopatrywać po prostu paranoi, jednak finezję strategii prezesa wyjaśnił jeden z jego przybocznych, Jongleur nie zapamiętał nazwiska, w programie Moniki Olejnik. Otóż prezes, przygotowując się do funkcji premiera, zawczasu ustawia sobie zagranicznych partnerów do twardych negocjacji, dając im sygnał – ze mną nie będzie łatwo. Tusk bajdurzy wprawdzie o jakichś 300 miliardach euro, które, jak sądzi, wybłaga na kolanach, ale ja prezes załatwię to po męsku. Krótko mówiąc: Angela dawaj 300 miliardów, bo jak nie to Kamiński z Agentem Tomkiem zrobią ci IV RP, a i IPN się za ciebie weźmie.
Porażony głębią strategicznej myśli prezesa K. Jongleur, pragnie przez chwilę wsiąść do pociągu byle jakiego, jednak po chwili decyduje się pozostać i iść na wybory. A jako wsparcie słucha piosenki Jacka Kaczmarskiego, w mniej może znanym, ale przejmująco autentycznym wykonaniu Marka Dyjaka.

Bez wina jednak się nie da. Dla schłodzenia rozgorączkowanego umysłu i zagłuszenia strachu przed porażającą wizją realizacji tak wielkiej strategii Jongleur popija langwedockie picpoul de pinet z Domaine du Pioch d’Or. Rześka kwasowość pozwala obudzić się z koszmaru, zaś cielista, delikatnie miodowa faktura łagodzi jak balsam. Zaś fakt, że rodzina Gaujal, produkuje wino nieprzerwanie od roku 1744, przywraca poczucie sensu i właściwej proporcji.

Categories: Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , , , | Leave a comment

Aniołki, suczki czy paprotki – a na końcu Tomaszewski

uliczny teatr

Gorąco zrobiło się ostatnio w związku z pojawieniem się na wyborczych plakatach grupy sympatycznych młodych kobiet szybko ochrzczonych aniołkami Kaczyńskiego. Niektórzy przy tej okazji mówią o „paprotkach” wystawionych dla wyłącznie dla ozdoby, bez realnych szans na wybór. Przy okazji na profilu Dariusza Dolczewskiego z PO na Facebooku pojawiło się wideo z kandydatkami PiS do Sejmu, którym towarzyszy refren „Hej suczki, my znamy wasze sztuczki” grupy Ascetoholix. Choć teledysk szybko usunięto, a Dolczewski gęsto się tłumaczył, Jongleur ocenia ten incydent jako wyjątkowe chamstwo. Nie zmieni tego także fakt, że zgoda na reklamowanie kampanii Kaczyńskiego ładną buzią i zgrabną figurą, nie wystawia najlepszego świadectwa inteligencji „kandydatek” i wręcz prowokuje takie, także chamskie komentarze. Zwłaszcza, że miejsca na listach raczej odległe i szanse na wybór niewielkie. Ot po prostu ładna ozdoba, a może raczej alibi dla „męskiego”, prawicowego otoczenia prezesa, w którym karty zostały już rozdane na rzecz takich tuzów polskiego parlamentaryzmu jak Agent Tomek, Antoni Macierewicz, czy Mariusz Kamiński. Jak to lapidarnie ujął jeden z działaczy PiS. Głosujesz na laski, a w pakiecie dostajesz Kempę z Fotygą. W tym momencie Jongleurowi przyjdzie wycofać się z lekceważącego potraktowania Pani Sylwii Ługowskiej jako kandydatki na senatora (kilka wpisów wstecz). W końcu w porównaniu z agentem, którego jedynym sukcesem był zakup willi w Kazimierzu to i tak orzeł. Cóż ławka rezerwowych prezesa K. jest raczej krótka, choć od dzisiaj może liczyć na prawdziwego fachowca. Jan Tomaszewski, słynny niegdyś bramkarz, „człowiek, który zatrzymał Anglię” kandyduje z listy PiS i jak mówi w wywiadzie dla GW: „Bo ja w ogóle będę się chciał poruszać w dwóch sferach. Sportowej i dotyczącej spraw zagranicznych. Tak, kiedy grałem u pana Kazimierza Górskiego, byłem ambasadorem Polski na całym świecie. Wydaje mi się, że znam się na tych sprawach.” Jongleur gratuluje dobrej samooceny i nieśmiało pyta: „a co na to lekarze?”

Categories: Bez kategorii | 3 komentarze

Taki młody, taki przystojny i tak pięknie kłamie

uliczny teatr

Mieszane uczucia towarzyszyły Jongleurowi podczas degustacji rieslinga kabinet trocken z Palatynatu. Choć jest miłośnikiem rieslinga, zdecydowanie woli te z Mozeli, a z drugiej strony z Rheingau. No ale cóż chcemy wolności ale nie anarchii więc podporządkowuje się decyzji współtowarzyszy Winnych Wtorków. Tym razem w ramach zakupów znalazł Kabinett Messmera, za jedyne 63 zł. Pierwszy nos okazał się dość nieprzyjemny. Siarka, resztki drożdży – co zresztą potwierdza wyraźne perlenie się wina w kieliszku. Po chwili już lepiej, pojawiły się nuty skórek od jabłek, mokrej kredy i nieśmiały akcent mandarynki. Żadnych miodowych, czy kwiatowych nut, nie można się było doszukać. W sumie nos dość słaby, za to usta okazały się niezłe. Dobra kwasowość, delikatny słony posmak, w pierwszym łyku lekka słodycz. Czyżby cukier resztkowy? Raczej nie, co okazało się po chwili. Drugi łyk bardzo efektowny, pokazały się smaki owocowe, zaś słodycz przygasła. Pierwsze wrażenie niezłe, jednak posmak zdecydowanie drażniący, alkoholowo piekący. Trudno się dziwić. W końcu alkohol (ponad 13%), przy słabym raczej ekstrakcie dał wino raczej niezrównoważone. Mamy więc, za niemałą cenę, wino początkowo rześkie i delikatne, jednak z drażniącym, piekącym akcentem na finiszu. Dużo brakuje mu choćby do Bürklin-Wolffa czy Müller-Catoir. Ten riesling z Pfalz można więc określić tytułową frazą: „Taki młody, taki przystojny i tak pięknie kłamie”, którą Jongleur bezwstydnie ukradł z jednego z rysunków Mleczki, przedstawiających umundurowanych spikerów telewizji stanu wojennego.
Riesling Kabinett Trocken 2009
Pfalz
Weingut Herbert Messmer Burweiler
Sklep Ale Wino, Warszawa, Mokotowska.
Cena 63 zł

Categories: Rekomendacje | Tags: , , , , | 2 komentarze

Pijcie wino senatorowie, czyli „ludzie, czy wy nie macie odrobiny wstydu?”

© Photo de Jean-Claude DELMAS / Agence France Presse

Senat w starożytnym Rzymie była to rada starszych, doświadczonych i jednocześnie prominentnych obywateli. Zainicjowana w czasach królów, instytucja senatu sprawdziła się w czasach republiki. Senatorowie zarządzali budżetem państwa, zawierali sojusze, wypowiadali wojny. Słowem był to rodzaj rządu, właściwie jego quasi parlamentarne zaplecze. We współczesnych demokracjach senat to zazwyczaj izba wyższa parlamentu, niwelująca „ekscesy” posłów izby niższej, dbająca o stanowienie właściwych praw itd. W Polsce senat, reaktywowany po latach komunizmu ma w zasadzie podobne zadania. Milcząco więc zakłada się, że do senatu powinni wchodzić ludzie doświadczeni, z przygotowaniem prawniczym bądź ekonomicznym, lub długoletnią i owocną praktyką w biznesie. Uff. Po tym przydługim wstępie Jongleur ma kilka pytań:
Jakie kwalifikacje do stanowienia prawa ma, sympatyczny skądinąd i zasłużony dla polskiego sportu Władysław Kozakiewicz ? Czy zna się na prawie konstytucyjnym lub na ekonomii?
Jakie kwalifikacje do stanowienia prawa ma, sympatyczna skądinąd, 23-letnia Sylwia Ługowska (podobno kandyduje z PiS)? Czy jest prawnikiem, ekonomistą, przedsiębiorcą, urzędnikiem państwowym ze stażem? I wreszcie kwalifikacje na senatora pani Nelli Rokity? Śmieszno i straszno.
Jongleur chce spytać w tym miejscu o agenta Tomka, ale ponieważ kilka jego ostatnich głupich pytań „stało się ciałem” gryzie się w język. Widać gołym i nieuczonym okiem Jongleura, że miejsce w senacie jest z jednej strony synekurą dla wiernych, z drugiej, przynajmniej w zamyśle partyjnych strategów, reklamowym banerem, na którym ustawić można celebrytę w nadziei, że przyciągnie amatorów jakiejś telenoweli, z trzeciej wreszcie mandat senatora pozwala na pobieranie przez parę lat godziwej pensji przez różnego rodzaju niespełnione gwiazdki jednego sezonu. Do tej ostatniej kategorii doskonale pasuje Edmund Klich, który swoje pięć minut miał po katastrofie smoleńskiej i do tego stopnia brakuje mu szumu wokół swojej osoby, że nie zawahał się na reklamujących swoją osobę plakatach, zamieścić rysunku (zdjęcia) pikującego ku ziemi samolotu. To już nie jest błąd, to nie jest głupota. To jest DRAŃSTWO.
Jongleur nie powierzy tym ludziom nawet remontu mieszkania, a co dopiero prawa do stanowienia regulacji przesądzających o jego i innych współobywateli życiu. Po prostu w tym kształcie senat nie ma najmniejszego sensu. Jest wyłącznie synekurą i obciążeniem budżetu. Wiele dojrzałych demokracji świetnie sobie bez senatu radzi. I my też możemy. Krótko mówiąc. Panie i Panowie Senatorowie in spe, napijcie się wina – Jongleur proponuje stosowną flaszkę, sam pić nie będzie ale w końcu jacy senatorowie takie wino– i spierdalajcie. Oszczędźcie sobie i nam wstydu i wydatków.

Categories: Kretyni winni i niewinni | 6 komentarzy

Piję wino za kolegów, czyli dwa razy syrah

uliczny teatr

Dzisiejsze wina Jongleur nabył w kultowym dla niektórych ursynowskim Leclercu. Ponieważ syrahów było sporo, decyzja padła na dwa (patrz paragon), uzupełnione doskonałym vinho verde.
Pierwszy syrah powstał w Bułgarii i nazywa się Mezzek czy jakoś tak. Pod tą nazwą sprzedawane są w Polsce proste szczepowe wina o wyraźnie nowoświatowej stylistyce, produkowane przez Katarzyna Estate, spółkę córkę francuskiej grupy Belvedere. Wino jest ciemne, jak na syrah przystało z mocnymi aromatami porzeczek, jagód, śliwek, czekolady, ale także wanilii, piernika, lakieru do paznokci i terpentyny. Słowem dla każdego coś miłego. Brak było natomiast syrahowej, pieprznej nuty. W ustach mocny, trochę zbyt mocny alkohol, wyraźna słodycz, słabe taniny i niezbyt wyraźna kwasowość. Jeden z autorów portali internetowych ocenił to jako znakomite ale chyba musiał być niedysponowany. Jongleurowi przeszkadza: niska kwasowość, niezrównoważony alkohol, drażniący finisz, w którym pojawiają się zielone garbniki i dysonans między początkową słodyczą a zieloną goryczką finiszu. O takich winach czasami mówi się rustykalne, ale słowo to zakłada szczerość i bezpretensjonalność. Tu jej zabrakło. Przy balansowaniu między winem prostym a prostackim, Mezzek niewątpliwie zrobił krok w kierunku tego drugiego. Choć z pewnością wino to znajdzie swoich zwolenników w kategorii czerwone, gęste, półwytrawne.
Nie było wyjścia – trzeba było sięgnąć do źródeł, czyli północnego Rodanu. Było w Leclercu Crozes Hermitage z Domaine Remizières, które Jongleur bardzo lubi, ale za młode – 2009. Wybór padł więc na Crozes Hermitage Les Launes 2008 od braci Delas. To solidny, zasłużony dla Rodanu negocjant ze sporą ilością własnych, ciekawych parceli. Les Launes nie zawodzi ale i nie porywa. Niemniej to bardzo porządne wino, zaskakująco jak na syrah, jasne ale o sporym ekstrakcie i umiarkowanym alkoholu (12,5%). Ładna paleta aromatów, obowiązkowa porzeczka i śliwka, ale i nuty ziemiste i tak pożądany pieprz, ale i tytoń. Bardzo dobra kwasowość, wyraźna ale nie drażniąca i łagodne, świetnie wtopione taniny. Wino eleganckie i wycofane, do jedzenia bardzo dobre. Nie porywa, bo wcześniej trochę za mocno szarpnęło kieszeń (patrz paragon). Za 50 zł byłoby fantastyczne, za prawie 70 jest niezłe. Niemniej od Mezzeka dzieli go przepaść. Zdjęcie niestety ze strony producenta gdyż Jongleur popsuł aparat. Ponieważ dziś Jongleur pije podwójnie, w pewnym sensie za kolegów, słucha przy tym tytułowej piosenki w wykonaniu Piotra Fronczewskiego.

http://youtu.be/o6kUZZDqNvo

Categories: Rekomendacje | Tags: , , , , , | 9 komentarzy

Hucpa, czyli co może prezes

Kiedy dwa tygodnie temu Jongleur poświęcił krótką notkę zamachowi w Norwegii, a właściwie skandalicznej reakcji naszych polityków, ale i mediów, rozgrywających swoje gry nad zwłokami, nie przypuszczał, że życie dopisze nieoczekiwaną puentę. Otóż jeden z czytelników skomentował to tak: „Jak czas pokazał post rozwojowy jest, krokodyle łzy członków PiSu nad trumną Leppera to dopiero hucpa jest”, a Jongleur odpowiedział: „Myślę, że największa hucpa jeszcze przed nami. Można na przykład, a nawet trzeba, powołać sejmową komisję do zbadania sprawy zamachu na Leppera, pod kierunkiem Macierewicza, oczywiście.” I były to prorocze słowa. Nie minęło kilka dni, a sam prezes K. w typowy dla siebie sposób powiedział, że coś wie ale nie powie, chyba że prokuratorowi, ale że sprawę trzeba dokładnie zbadać. Fakt, że PiS domaga się Komisji Sprawiedliwości ws. śmierci Andrzeja Leppera, nie dziwi specjalnie Jongleura, bo nie takie wolty w wykonaniu prezesa K. widzieliśmy, za to bardzo bawi go konstatacja, że głównym sojusznikiem prezesa w poszukiwaniu prawdy jest białoruski dyktator. Gorzka to jednak ironia, zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że przez dwa lata premierem Polski był facet, który pytany ostatnio o receptę na problemy budżetowe, odpowiedział „Podatek bankowy to jedna propozycja. Przypominam, że w Polsce 12 tys. osób ma dochody powyżej 1 mln zł rocznie. Możliwości jest wiele” I właśnie tych możliwości, o których wspomniał prezes K. Jongleur boi się najbardziej, mimo, że wcale do tych 12 tys. osób nie należy. W nadziei, że już w październiku, wyborcy pokażą partii „brzydkich i pechowych ludzi” środkowy palec, Jongleur leczy skołatane nerwy łykiem wina. Tym razem, jak zwykle zresztą gdy nerwy puszczają, padło na Langwedocję. Zgodnie z drugim prawem Wielkiej Teorii Jongleura, głoszącym, że wina z owocem na etykiecie są dobre, Jongleur otwiera Les Cerises, ciekawy kupaż syrah (75%) i cinsault (15%) z apelacji Saint-Chinian. Jongleur kocha Saint-Chinian, gdyż tutejsze wina, jak mało które łączą soczystość owocu z pewnym skupieniem i elegancją. Nigdy nie są zbyt garbnikowe, choć zazwyczaj mają strukturę wystarczającą na kilkunastoletnie niekiedy dojrzewanie. Les Cerises z pewnością nie. To wino, które trzeba wypić tu i teraz i cieszyć się owocem, równowagą i solidną winiarską robotą. Les Cerises czyli czereśnie, ma według producenta Michel’a Guiraud, kojarzyć się ze świeżością i beztroską. I rzeczywiście coś w tym jest. Ot takie langwedockie beaujolais, fantastyczne. I od razu lepiej. Musimy wygrać.

Categories: Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , , , | 1 Comment

Hanging on the telephone czyli Miłość blondynki

uliczny teatr

Mieszane uczucia towarzyszą Jongleurowi podczas degustacji Amarone Ca’ la Bionda 2004. Wprawdzie tytułowa blondynka sugeruje zmysłowe przeżycia, ale samo wino jest raczej do bólu poprawne. Nie, nie jest wcale złe, wręcz przeciwnie. Ma wszystkie atrybuty dobrego amarone. Piękna, nasycona, intensywna suknia, mocne aromaty wiśni, pestek, migdałów, lekka nuta czekolady, niuans tytoniu. Oszczędnie używana beczka, bardzo dobra równowaga i niestety nuda. Brakuje trochę ekspresji, swingu, dekadenckiej nutki oksydacyjnej, która potrafi przenieść amarone w inny, kontemplacyjny wymiar. Podsumowując, wino seksowne, ale na epizodyczny romans raczej niż na dłuższy związek. Po prostu rano nie ma już o czym gadać.
La Bionda jest w tym podobna, nie tylko z nazwy, do rockowej gwiazdy siedemdziesiątych zespołu Blondi. Tam też było wszystko co trzeba. Dobry gitarzysta Chris Stein, niezły głos wokalistki Debbie Harry, solidna sekcja rytmiczna, a skończyło się na paru obiecujących kawałkach, jak na przykład tytułowa piosenka tego wpisu Hanging on the telephone, pokazujących potencjał, który nigdy nie został wykorzystany. Krótko mówiąc jednorazowy romans bez perspektyw. Jongleur zdecydowanie woli jednak brunetki.

Dla porządku metryczka:
Ca’ la Bionda 2004
Szczepy: 70% corvina, 20% corvinone, 10% rondinella
Cena: 138 zł

Categories: Rekomendacje | 6 komentarzy

Jeż Schrödingera, czyli o pewnej fałszywej z gruntu teorii

uliczny teatr

Przyszedł wreszcie czas, by przedstawić światu solidnie udokumentowaną Wielką Teorię Jongleura. Jej zręby poznali do tej pory jedynie towarzysze Jongleura od kieliszka. Czas jednak wreszcie dać odpór absurdalnym tezom głoszonym przez jednego z blogerów. Otóż teoria Jongleura brzmi: „Wino ze zwierzątkiem na etykiecie jest dobre”.
Zamknijcie na chwilę oczy i wizualizujcie sobie półkę w winiarskim sklepie: oto już na wysokości oczu dumnie pręży ogon paw zerkający z etykiety Château Citran, w dodatku ze wspaniałego rocznika 2005. Półkę niżej, nieśmiało przycupnęły na telegraficznym drucie jaskółki z langwedockiego Les Hirondelles 2006. Z pewnością nie wstydzą się swego wina ale raczej chcą złapać odrobinę słońca w naszym deszczowym krajobrazie lipca. Wino bez wątpienia świetne. Wracając na wyższą półkę uważajmy by nie spłoszyć kaczki, czujnie strzegącej butelki Vinha Pan 2006 od Luisa Pato. Tym razem to raczej cena spłoszyła Jongleura, sięga więc co prędzej po następną butelkę i trafia na Domaine La Galine z Minervois, na etykiecie którego kura, najwidoczniej nie usatysfakcjonowana rocznikiem, próbuje dziobać ostatnią cyfrę z 2004. Ciekawe czym ją zastąpi? Parę butelek dalej, potężny byk sygnalizuje siłę i charakterność syrah z Domaine d’Andezon od Vignerons d’Estezargues koło Awinionu. Można by jeszcze wspomnieć o rozdętych chrapach konia wąchającego muskatowe aromaty irsai oliver z Nyakas, o nemejskich lwach pilnujących agiorgitiko od Papaioannou czy nieznanego Jongleurowi ptaka, który przysiadł na chwilę na butelce barbera d’alba z winiarni Marziano Abbona. Teoria Jongleura nie ma słabych punktów, a dla ostrzeżenia autora pochopnych i fałszywych tez, Jongleur przywołuje Mas Petit – kupaż cabernet&garnacha od Pares Balta. Jeszcze w roku 2005 na etykiecie brylowała dorodna owca. Teraz gdy na czarnym tle widnieje bezosobowe P, podobnie bezosobowe stało się wino. Szanujmy więc zwierzęta. Także, a może zwłaszcza na etykietach.

Categories: Twórczość | Tags: , , , , , , , , | 7 komentarzy

Tragiczny weekend

Tragiczny weekend. Ostatni piątek i sobota to informacje, wobec których Jongleur wpada w stan w całkowitej bezradności. Masakry w Norwegii nie jest nawet w stanie komentować. Tu wszelkie słowa, spekulacje, racjonalizacja to za mało, wszystko wydaje się być jakieś błahe i miałkie. W słowotoku wydalanym od kilku dni przez media, zdarzają się niestety także ekscesy na wskroś cyniczne, jak choćby prowadzenie na zwłokach ofiar kampanii wyborczej przez Joachima Brudzińskiego, który chyba tylko po to złożył kwiaty przed norweskim konsulatem, by móc przywołać niefortunny bon mot Radka Sikorskiego o „dorżnięciu watahy”. Jongleura to specjalnie nie dziwi – po politykach raczej nie spodziewa się empatii ani nawet minimum klasy. Znacznie gorsze było stwierdzenie, które padło dziś (25 lipca) rano w czasie dyskusji w radiowej Trójce, w której brali udział Piotr Śmiłowicz z Newsweeka i Agaton Koziński z Polska The Times. Otóż jeden z panów – podobno dziennikarzy, stwierdził, że skoro zamachowiec był prawicowym ekstremistą, powinien raczej zaatakować jakieś muzułmańskie osiedle w Norwegii, a nie młodzieżówkę socjaldemokratów. Najbardziej zaś zbulwersował Jongleura fakt, że ani pani prowadząca – podobno dziennikarz, ani drugi dyskutant w żaden sposób nie ustosunkowali się do tej skandalicznej wypowiedzi. Tu też szkoda słów. Norwegowie po tej tragedii z pewnością sobie poradzą. My z nami samymi – niekoniecznie.
Druga tragiczna wiadomość, z soboty to śmierć Amy Winehouse. Wspaniała piosenkarka o niezwykłym głosie, wrażliwa i, jak się okazało, bezbronna dziewczyna, przegrała swą własną walkę. Straszny weekend. to

Categories: Bez kategorii, Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , | 3 komentarze