Czyta i doznaje lekkiego szoku znajdując takie oto zdanie: ” … zastanawiam się, dlaczego w moim kraju nie zastosowano prostych metod stosowanych podczas wyborów we Francji. Tutaj np urny są przezroczyste – skądinąd jest tak w wielu krajach – a oprócz tego przy każdej urnie znajduje się automatyczny licznik, który jest uruchamiany przy każdej wrzuconej kartce… Oba te mechanizmy znacznie zmniejszają pokusę „korygowania” wyniku wyborów. A może by tak te najprostsze pod słońcem mechanizmy polska PKW zaimportowałaby do naszego kraju?”
Szok Jongleura wywołała nie tyle ewidentna głupota tej insynuacji, co fakt, że jej autorem jest eurodeputowany Ryszard Czarnecki. Choć trudno się dziwić – gość przez parę lat działał w partii, dla której głosy zbierała Renata Beger – pamiętacie ? A teraz reprezentuje sektę, zarządzaną przez faceta nie uznającego żadnych wyborów, których nie wygrał. No ale to już problem Czarneckiego. Problemem Jongleura natomiast jest fakt, że ciężko harując na ulicy – oczywiście grając, utrzymuje ze swoich podatków takie indywiduum. Pociechą jest fakt, że Niemcy, będąc największym unijnym płatnikiem, ponoszą znacznie większą część kosztów działalności Czarneckiego niż Jongleur. Jest to pewna sprawiedliwość dziejowa, choć niestety statystyczny Niemiec po uszczupleniu swego portfela o dietę Czarneckiego będzie mógł nadal napić się niezłego rieslinga, podczas gdy Jongleura stać dziś tylko na Sofię Melnik. Po głębokim namyśle, Jongleur podejmuje heroiczną decyzję – dziś nie piję.