Mieszane uczucia towarzyszą Jongleurowi podczas degustacji Amarone Ca’ la Bionda 2004. Wprawdzie tytułowa blondynka sugeruje zmysłowe przeżycia, ale samo wino jest raczej do bólu poprawne. Nie, nie jest wcale złe, wręcz przeciwnie. Ma wszystkie atrybuty dobrego amarone. Piękna, nasycona, intensywna suknia, mocne aromaty wiśni, pestek, migdałów, lekka nuta czekolady, niuans tytoniu. Oszczędnie używana beczka, bardzo dobra równowaga i niestety nuda. Brakuje trochę ekspresji, swingu, dekadenckiej nutki oksydacyjnej, która potrafi przenieść amarone w inny, kontemplacyjny wymiar. Podsumowując, wino seksowne, ale na epizodyczny romans raczej niż na dłuższy związek. Po prostu rano nie ma już o czym gadać.
La Bionda jest w tym podobna, nie tylko z nazwy, do rockowej gwiazdy siedemdziesiątych zespołu Blondi. Tam też było wszystko co trzeba. Dobry gitarzysta Chris Stein, niezły głos wokalistki Debbie Harry, solidna sekcja rytmiczna, a skończyło się na paru obiecujących kawałkach, jak na przykład tytułowa piosenka tego wpisu Hanging on the telephone, pokazujących potencjał, który nigdy nie został wykorzystany. Krótko mówiąc jednorazowy romans bez perspektyw. Jongleur zdecydowanie woli jednak brunetki.
Dla porządku metryczka:
Ca’ la Bionda 2004
Szczepy: 70% corvina, 20% corvinone, 10% rondinella
Cena: 138 zł
Myślę, że jest wręcz odwrotnie. Większa ekspresja, trochę swingu i nutki dekadenckie nadałyby się raczej na epizodyczny romans. Zaś spokój, ułożenie i równowaga lepiej sprawdzają się w dłuższym związku. W końcu zwykle tańczymy z kobietami w czerwonych sukienkach, a żenimy się z tymi w szarych:-)
Dłuższy związek może być czerwony, ale może też być szary. Wolę ten pierwszy. Według mnie szarość nie sprawdzi sie na pewno, a czerwień tylko „być może”.
pozdrawiam
Najseksowniejsza i tak jest czerń:)
Pozdrawiam!
Czyżbyś myślał o małej czarnej?