Wiza, według Wikipedii, to: „pisemne zezwolenie na przekroczenie granicy lub pobyt na terenie obcego państwa wystawiane cudzoziemcom przez przedstawicielstwa dyplomatyczne lub konsularne (konsulaty) tegoż państwa. (…) Wiza ma zazwyczaj postać naklejki umieszczonej w paszporcie lub innym dokumencie podróży, może też mieć postać stempla lub wpisu.”
Wiza to jeden z najbardziej absurdalnych wynalazków ludzkości, pozornie logiczny, naprawdę bezsensowny, chyba, żeby brać pod uwagę wpływy do budżetu z tytułu opłat wizowych. Warto przypomnieć, że jeszcze nie tak dawno państwa europejskie, z wyjątkiem Rosji, nie znały paszportu jako dokument niezbędnego do przekraczania granic, powszechnie zaczęto go wprowadzać dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Podobnie stało się z wizami. Otóż państwa zapragnęły kontrolować kto i w jakim celu do nich przyjeżdża. Tak więc przybywający do jakiegoś kraju cudzoziemiec, oprócz paszportu wydanego w ojczyźnie musiał mieć także zgodę odpowiednich władz kraju, który pragnął odwiedzić. Skuteczność takiej kontroli jest iluzoryczna. Przybysze niepożądani – szpiedzy, gangsterzy, przemytnicy, mają zazwyczaj dokumenty w najlepszym porządku, a zdobycie wizy nie przedstawia dla nich żadnej trudności. Wiza bywa za to często narzędziem działań opresyjnych lub po prostu szykan. Jest niepotrzebna, a już w stosunkach między sąsiadami szkodliwa. Jeżeli obowiązek wizowy związany jest z członkostwem w UE i związanymi z tym umowami, zróbmy wszystko aby ten obowiązek nie był dla innych upokorzeniem.
Kiedy paręset lat temu, jeden z przodków Jongleura postanowił wyruszyć z pielgrzymką do Santiago de Compostela, zabrał ze sobą konia, trochę żywności i kilka złotych monet. Nikt po drodze nie pytał go o żadne dokumenty. Komu to przeszkadzało?
Przeczytajmy uważnie jedno zdanie z dokumentu, z którego jesteśmy tak dumni, że dzień jego uchwalenia uczyniliśmy narodowym świętem. Z Konstytucji 3 Maja.
„Każdy człowiek do państw Rzeczypospolitej nowo z którejkolwiek strony przybyły lub powracający, jak tylko stanie nogą na ziemi polskiej, wolnym jest zupełnie użyć przemysłu swego jak i gdzie chce, wolny jest czynić umowy na osiadłość, robociznę lub czynsze, jak i dopóki się umówi, wolny jest osiadać w mieście lub na wsiach, wolny jest mieszkać w Polszcze, lub do kraju, do którego zechce, powrócić, uczyniwszy zadosyć obowiązkom, które dobrowolnie na siebie przyjął.”
Możemy przy tym posłuchać piosenki jednego z tych emigrantów tułaczy, którzy kraj do którego przybyli, uczynili lepszym.
http://youtu.be/tEQvRXRtIlg
Za zniesienie wiz Jongleur wznosi toast winem w każdym calu europejskim. Marszellus z Winnicy Płochockich wytwarzany jest z odmiany marechal foch, krzyżówki otrzymanej we Francji. Winogrona wyhodowano pod Sandomierzem, wino zrobiono pod Warszawą. Marszellus jest lekki, żwawy, przypominający nieco włoskie gropello z aromatami wiśni, malin i ziół, z przyjemnym owocowym posmakiem. Świetnie pije się lekko schłodzone.