Z wiekiem Jongleur nabiera odrobiny cynizmu, niezbędnej aby ze spokojem znosić wybryki ludzi podłych i głupich, zazwyczaj niestety polityków. Trudno, są wśród nas i przynoszą nam wstyd, wszakże zawsze może być gorzej. Wytwarza się więc u Jongleura pewien specyficzny rodzaj tolerancji, który pozwala przeżyć bez większych wstrząsów. Tym razem jednak zapas tolerancji się wyczerpał i nie dotyczy to klasy politycznej lecz innego gatunku, mianowicie pracowników branży reklamowej. Chodzi o reklamę promującą biuro podróży TUI, w której w roli dorosłych, rozważających różne propozycje wycieczek, występują dzieci. Jak gdzieś, ktoś tłumaczył – Jongleur cytuje z pamięci – „Koncepcja kreatywna reklam polega na zaangażowaniu dzieci, które występują w roli ekspertów od wakacji”.
Otóż jest to reklama wyjątkowo obrzydliwa i nie chodzi o fakt występowania w niej dzieci ale o kwestie, które włożył im w usta, z pewnością bardzo z siebie zadowolony, dyrektor kreatywny lub copywriter lub jeszcze jakiś inny art czy key account manager. Otóż w pewnym momencie jeden z kilkulatków mówi: „Zobacz, tysiąc osiemset za Hiszpanię to taniocha.” Czy ten kreatywny palant zastanowił się przez chwilę jak czują się, oglądając ten spot, dzieci z rodzin, które muszą przeżyć miesiąc za mniejsze znacznie kwoty? Oczywiście wszystkie reklamy, zwłaszcza bardziej luksusowych dóbr mogą budzić, żal, czy smutek tych, których na to nie stać. Jednak dorośli ludzie z reguły wiedzą, że nie na wszystko mogą sobie pozwolić, a czasami stać ich na bardzo niewiele. Tak bywa. Jednak zupełnie inaczej odbierze taką reklamę dziecko, do którego mówi i zachwala wspaniałe wakacje inne dziecko, tłumacząc przy tym, że ta całkiem spora kwota to „taniocha”. Można to sobie wyobrazić, choć jak widać to nie wyobraźnia jest najmocniejszą stroną twórców reklamy ale raczej brak skrupułów lub głupota. Jongleur nie pokaże filmiku z tą reklamą, gdyż uważa ją za rodzaj pedofilii skierowanej przeciw najmłodszym, zaś jej twórców potraktowałby najchętniej z taką samą tolerancją jak Alosza Awdiejew swego adwersarza w piosence poniżej:
Sytuacja wymaga wina bezkonfliktowego, bezpretensjonalnego, które pije się bez żadnego kombinowania, które wchłania się samo, obiecując i dając po prostu przyjemność. Jongleur sięga więc po monastrell z Jumilli. Wino jak najbardziej mainstreamowe, wszak sam Penin dał za ten rocznik 90 punktów, mocno owocowe, aromatyczne, podkręcone, ale z dużym umiarem, paromiesięcznym dojrzewaniem w beczce – mimo amerykańskiej nawet beczki owoc trzyma się dobrze. Wino znalezione w sklepie z winami hiszpańskimi na Saskiej Kępie – El Catador, czy jakoś tak co podobno oznacza po hiszpańsku sommeliera. W każdym razie mili ludzie polecili to wino, kasując za nie dziwną kwotę 49,99 zł. Nie jest to jakaś oszałamiająca okazja, ale wino dobre.
Tak więc nie gorszych win i zdecydowanie inteligentniejszych copywriterów w nadchodzącym roku życzy Jongleur
Zdecydowanie brak skrupułów. Przecież grupą docelową nie są ci, którzy mają dzieci, które nagle odkryją, że 1800 zł to taniocha. „Targetem” są przecież ci (i te dzieci), które to już dawno wiedzą. A reszta? Cóż… jaka reszta?
Pozdrawiam serdecznie.
Po powrocie z chwilowej nieobecności dziekuję za komentarz.
Też mi sie tak wydaje.
pozdrawiam
jongleur