Tanie wina są dobre, bo są dobre i tanie. To hasło bliskie jest Jongleurowi, gdyż pije sporo, zwłaszcza w drodze. Nic więc dziwnego, że wszelkie podawane w sieci namiary na wina tanie a wyśmienite, budzą jego bardzo żywe zainteresowanie. Choćby wątek Wino z Lidla i Biedronki na forum wino. Internautka o odpowiednim do sytuacji pseudonimie Winiak – Jongleur nigdy nie przyzwyczai się do idiotycznego określenia nick, otóż Winiak pisze: „Lidl Ruby Cabernet. Kalifornijskie, czerwone, wytrawne, ok. 10 zł…koleżanki stwierdziły że świetne”. Przeszukując sieć z nadzieją udanego polowania Jongleur dotarł do jednej ze stron o winach, na której podano cenę 9 zł. Jeszcze lepiej, ale tu Jongleur zaczął mieć pewne wątpliwości. Choć z matematyki słaby, zmusił się do wykonania kilku obliczeń. 9 zł po odjęciu podatku VAT daje 7,3 zł. Zakładając, że Lidl na imporcie wina i sprzedaży zarabia około 30% – Jongleur od razu zastrzega, że nie wierzy w aż taką skromność, byłoby to na polskim rynku niespotykane, ale niech tam. Pozostaje 5,60 zł i za tę kwotę wino trzeba kupić i przywieźć z dalekiej i słonecznej Kalifornii. To minimum 1,50 zł – pewnie więcej. Zostaje złotych około 4 Aha jeszcze akcyza i cło – ten drobiazg to około 1,2 zł. Odejmijmy i mamy 2,8 zł. Butelka, korek, etykieta etc kosztuje co najmniej złotówkę. Jesteśmy już w granicach pół dolara. Winogrona na wino w Kalifornii kosztują od 150 do 500 dolarów za tonę, zależnie od jakości, a na butelkę wina potrzeba nieco więcej niż kilogram owoców. Tak więc na wszelkie zabiegi związane z wytworzeniem wina i oczywiście zyskiem winiarza pozostaje nieco powyżej złotówki. To po jaką cholerę on się tak męczy? Czy to się w ogóle da zrobić? Owszem, przy bardzo dużej, masowej produkcji i przy transporcie w cysternach i butelkowaniu w Europie, a także, ponieważ w tej cenie mieszczą się tylko winogrona najtańsze, o najniższej jakości, poprzez dodawanie do wina wszelkich możliwych polepszaczy, mogących spowodować, że podłe wino będzie smakować poprawnie, choć sztucznie. Ot i cała filozofia. Wydawałoby się sprawa oczywista, a jednak jak widać nie. Ta irracjonalna wiara w to, że kupione za 10 zł wino może być dobre, nieodmiennie zaskakuje Jongleura…
Fajne teksty. Powodzenia życzę w żonglerce;) PS. Choć z tym, że nie ma darmowych obiadów, czyli nie istnieje dobre wino za 10PLN oczywiście się nie zgadzam. Darmowe obiady są i owszem, a matematyka nie do końca (na poziomie jednego produktu) w handlu się stosuje (przynajmniej nie jest to takie proste mój mały, globalnie myśleć trzeba;), po prostu czasami za obiad (no może jedno danie;) płaci ktoś inny, a czasem Ty sam, ale przy innej okazji (kolacja;). Ktoś gdzieś tłumaczył meandry polityki cenowej na przykładzie Biedronki. Ceny konkretnych produktów mogą być niższe, bez marży, a nawet mogą do nich dokładać. One mają przyciągać! Chodzi przecież o rachunek końcowy, a ten sądząc po rozwoju Biedronki wychodzi pewno na plus.
Dlaczego „mały” ?
Darmowych nie ma w tym sensie, że zawsze ktoś płaci
Mój mały, nie mały. Pieszczotliwie miało być;) X. Maliński się ongiś tak zwracał do Czytelnika.
A, że ktoś płaci. Niech sobie płaci. Co mnie obchodzi, jak (/póki) to nie ja płacę:)
Chyba, że w innych produktach, no ale trzeba czujnym być, rewolucyjną czujność zachować.
No ale to chyba w gospodarce wolnorynkowej jasne jest. Kupujemy tam gdzie taniej i lepiej. Czasem (dość często jeśli o wina chodzi) to zdarza się w Biedronce.