Niedużym raczej echem odbił się wywiad, którego udzielił Jarosław Marek Rymkiewicz Joannie Lichockiej z portalu Salon24.pl. A szkoda bo jest on doskonałą ilustracją umysłowej mizerii, do której prowadzi nienawiść połączona z bezradnością lub raczej nienawiść wynikająca z bezradności. Ponieważ Rymkiewicz jest autorem jednej z ciekawszych powieści wydanych w drugim obiegu w czasach PRL-u czyli Rozmów polskich latem 1983, nasuwa się pytanie, kiedyś już w tym blogu zadane: czy zwolennicy PIS, zawsze byli inteligentni inaczej, czy coś takiego dzieje się z nimi dopiero gdy znajdą się w otoczeniu prezesa?
Abstrahując od absurdalności zawartych w wywiadzie tez i opisu sytuacji kompletnie nie przystających do rzeczywistości, Jongleur chce zwrócić uwagę na dwa najważniejsze chyba elementy rymkiewiczowskiego przekazu. Po pierwsze, typowy dla pisowskiej narracji obraz umęczonego narodu, na który każdy dybie. „Polacy są notorycznie zdradzani” mówi poeta i kreśli obraz narodu pod „rusko-pruskim porządkiem”. „Każdy bunt Polaków zostałby teraz natychmiast spacyfikowany przez siły porządkowe przysłane z Moskwy i z Berlina – z przyzwoleniem Wspólnoty Europejskiej”. Jest w tym jakiś fatalizm i poczucie niższości, które musi być źródłem kompleksów i braku pewności siebie. Jest w tym przedmiotowe traktowanie własnej wspólnoty i lekceważenie jej możliwości. Szczęśliwie wielu spośród tych których Rymkiewicz chce ratować, we współczesnym świecie czuje się jak u siebie, bez kompleksów i tego niewolniczego fatalizmu, że to zawsze inni będą nasz los kształtować – czego Rymkiewicz nie jest w stanie zrozumieć.
U Rymkiewicza pojawia się niestety tęsknota znacznie bardziej destrukcyjna. Tęsknota za wydarzeniami gwałtownymi, krwawymi – ekscesami będącymi swego rodzaju katharsis dla zniewolonego narodu. Nasz poeta ujmuje to tak: „– ten wielki krzyk nawet z jakimś małym rozlewem krwi połączony, no trudno – mógłby sprawić, że Polska przebudziłaby te wszystkie małe narody, które żyją wokół nas i które chcą wydobyć się spod władzy rosyjskiej albo spod władzy niemieckiej.” Jakiś mały rozlew krwi, no trudno – ładnie brzmi, nieprawdaż? Panie Rymkiewicz – w odróżnieniu od Pana, naród jest z grubsza normalny, więc jeżeli chcesz mu Pan zafundować mały rozlew krwi to odpowiedź może być jedna – wal się.
Może zgrabniej i bardziej elegancko ujął to Brassens w piosence Śmierć za idee, tu w tłumaczeniu Zespołu Reprezentacyjnego.
Niejeden święty mąż, męczeństwo głosząc dzielnie,
sam długo zwleka nim na szafot wdrapie się,
bo dobrze wie, że tam jest raczej nieprzyjemnie,
z daleka lepiej patrzeć w świątobliwy cel.
Dlatego zanim się dopełni ta ofiara
nierzadko egzekucji dokonuje czas –
widocznie święty mąż powtarza też nie raz:
Ponieśmy za idee śmierć, ale nie zaraz,
śmierć tak ale nie zaraz.