Impulse 2008, Grüner Veltliner, DAC Kremstal Reserve, Weingut Anton Zöhrer, Importer – Wienico Austria, cena 53 zł
Jongleur lubi gruve, który kojarzy się ze świeżością, mocną strukturą, opartą na kwasowości i ekstrakcie, owocowymi aromatami z obowiązkową nutą mielonego pieprzu.
Tu było całkiem inaczej: Już intensywnie złota barwa wskazywała na dojrzewanie w beczce, i rzeczywiście przepisy DAC Kremstal Reserve, pozwalają na wytwarzanie win z wyraźnym akcentem dębu.
Początkowo aromat raczej drażniący, alkoholowy, później rozwinął się w ładne nuty kwiatowe i owocowe. Wyczuć można mandarynki, marakuję, jabłko, z wyraźną nutą dębową niestety. W ustach trochę gorzej, gdyż pierwszy łyk to wyczuwalny cukier resztkowy, mający w zamyśle prawdopodobnie maskować kwasowość, która w rezultacie okazała się nie taka wysoka. Drugi łyk nieco lepszy ale nadal wrażenie wina nadmiernie wypracowanego a przez to zmęczonego. Nawet pojawiające się nuty pieprzowe niewiele już pomagają, raczej zwiększają ogólny dysonans. Przy czym w sumie nie jest to wino złe. Technologicznie bez zarzutu, dojrzałość owocu bardzo dobra, spory ekstrakt, tłustość pojawiająca się na języku i na ściankach kieliszka. Może się podobać, zwłaszcza zwolennikom kalifornijskiego chardonnay. Brakuje natomiast sprężystości i mineralności, tych nut ostrych i czystych, za które cenimy gruve. Smakuje raczej jak wino z południa Europy – jakieś podkręcone dębem viognier z Langwedocji, bo oleistości i ekstraktu sporo, kwasowości mało. Krótko mówiąc ta druga twarz grünera nie przekonała Jongleura, podobnie jak austriacki folk, którego próbka poniżej:
Uwielbiam tyrolską muzykę, jodłowanie, wąsatych facetów w skórzanych spodniach z tępym wyrazem twarzy i przyklejonym uśmiechem (w kategorii „przyklejony uśmiech” lepsi są tylko kulturyści i Magda Mołek). Również w konwencji autoironicznej, jak tu (tej piosenki mogę słuchać na okrągło, co mi się zresztą zdarzało):
\http://youtu.be/RRe3gLoE0wU
A co do grunera to z Twojego opisu wynika, że być może jest to wino zrobione do dłuższego przechowywania; za kilka lat cukier powinien się wtopić (za cholerę nie wiem, co się dzieje z cukrem w zabutelkowanym winie – trzeba by zapytać Winerscha – ale faktem jest że on znika. Cukier, nie Winersch! 🙂 ) i powinien wyleźć wyraźniejszy pieprz. To oczywiście tylko jedna z możliwych koncepcji. Ale faktem jest że dużo, za dużo poważnych win jest wypijanych w fazie zbyt młodej.
wywolany do odpowiedzi zapytałem jednego profesora, który powiedział mi tak:
cukier resztkowy w minimalnym stopniu ulega transformacji, no chyba ze ruszy ponownie fermentacja. jego zdaniem, za obniżenie subiektywnego odczucia słodyczy odpowiada spadajacy poziom wolnego dwutlenku siarki. Twierdzi, że siarka wyostrza odbiór słodyczy, a gdy jej poziom spada, także odczuwanie cukru jest słabsze. Nie był to profesor Krasnodębski
pozdrawiam
winersch
Rozmawiałem kiedyś o tym z pewnym mozelskim winiarzem. Wcześniej piliśmy jego wino, nie pamiętam dokładnie kategorii, ale był to wytrawny Riesling przeznaczony do długiego dojrzewania. Zdziwiła mnie wyraźna słodycz tego wina, na co winiarz powiedział, że musi zostawiać trochę cukru żeby wino mogło dojrzewać i porównał tą sytuację (verba docent, exempla trahunt!) do podróżnika, który na długą drogę zabiera pożywienie. Nie wystarczyło mi odwagi żeby zapytać, co się z tym cukrem niby ma dziać w butelce, bo przecież chyba nie powinna tam następować wtórna fermentacja, a żadna inna możliwa przemiana cukru nie przychodzi mi do głowy. Wyjaśnienie z siarką mnie do końca nie przekonuje, w każdym razie nie przy zawartości cukru w granicach 10 g/l. Może te cukry polimeryzują, albo łączą się z innymi składnikami wina (kwasami)?
p.s. przepraszam autora bloga za te dywagacje nie na temat 🙂