Łuk mój kładę na obłokach…

uliczny teatr

Wiara jest podobno darem, nie wszystkim dostępnym. Jest darem na tyle cennym, że niektórzy, podkreślam niektórzy, najwyraźniej wybrać musieli pomiędzy darem wiary i darem inteligencji. Niektórych, chyba w ramach bonusu, dodatkowo pozbawiono poczucia humoru i dystansu do własnej, bardzo wierzącej osoby. Kiedy w ubiegłym roku Jongleur przyznawał nominację do nagrody kretyna roku Dominikowi Zdortowi był przekonany, że wiekopomnego odkrycia, iż świąteczne kartki z Mikołajem to zamach na wiarę, ojczyznę i wszelkie wartości, nic nie przebije. A jednak, okazało się, że w dziedzinie śmiertelnej powagi, nadęcia i wiary – tym razem we własną nieomylność, Tomasz Terlikowski bije Zdorta na głowę. Tak jak Zdortowi nie podobają się Mikołaje, tak Terlikowski czuje wstręt do tęczy, a w szczególności do tęczy z kwiatów przy pl. Zbawiciela w Warszawie. Otóż Terlikowski uważa, że tęcza to zideologizowany symbol gejowski, symbol tolerancjonizmu – na Boga, co to jest? i symbol ideologii gender, a ustawienie go przed kościołem jest co najmniej prowokacją. Trzeba w istocie mieć kompletnie zideologizowany mózg aby pieprzyć takie głupoty i aby do tego stopnia nie mieć poczucia humoru ani dystansu do swojego wybujałego ego. Jongleur w tym momencie nieśmiało przypomina Terlikowskiemu, że to Bóg mówiąc do Noego stwierdził, że tęcza to „łuk, który kładę na obłokach, aby był znakiem przymierza między mną a ziemią” Niestety najwyraźniej według Terlikowskiego to Bóg się myli, zupełnie jak na załączonym rysunku Mleczki.

Aby przywrócić właściwe proporcje, Jongleur pije dobrze dojrzałe chenin blanc z doliny Loary. Rocznik 2005 z apelacji Jasnières okazał się winem pełnym, dobrze wyważonym z umiarkowanym alkoholem i przyjemnymi aromatami gruszki oraz lekką nutą balsamiczną. Za 10 euro prawdziwe potwierdzenie tego, że, jak twierdził Franklin, wino jest nieustającym dowodem, że Bóg nas kocha i chce nas widzieć szczęśliwymi. Tylko co ma do tego Terlikowski?

Categories: Kretyni winni i niewinni | Tags: , , , , , | 3 komentarze

Mozela cała w czerwieni

Kiedy rozpoczynała się Jongleura przygoda z winem istniał w winiarskim świecie pewien porządek, a czerwone winorośle wśród mozelskich winnic samotne były jak intelektualiści w partii Kaczyńskiego. Jednak na przestrzeni ostatnich lat zaczęło się to szybko zmieniać. To znaczy samodzielnie myślących w PISie nie przybyło, natomiast czerwonych winogron nad Mozelą jak najbardziej. Niegdyś nieliczni winiarze produkujący nieliczne czerwone wina, adresowane głównie do odwiedzających Mozelę amerykańskich i japońskich turystów, omijani byli przez koneserów szerokim łukiem, dziś należą do absolutnego mainstreamu. Kendermans – proszę bardzo, Sebastiani – jak najbardziej, nawet Markus Molitor w świątyni rieslinga jaką jest bez wątpienia siedlisko Himmelreich w Graach, sięgnął po pinot noir. Ot, znaki czasu, a może ocieplenia klimatu? W każdym razie Jongleur też chce być w mainstreamie, podejmuje więc wyzwanie i otwiera butelkę Molitora, niestety nie z Himmelreich, to bowiem znacznie przekroczyłoby budżet. Niemniej Mandelgraben też brzmi nieźle a kosztuje kilkanaście euro – da się wytrzymać. Rocznik 2007 dał niezłą barwę, dość, jak na pinot noir, ciemną. Nos też ucieka od klasyki – więcej tu jeżyn i jagód niż truskawek, choć nuty malinowe są dość wyraźnie. Jak na kilkanaście miesięcy w nowej francuskiej beczce, aromaty dębu są dość dobrze wchłonięte i nie przeszkadzają przy degustacji, za to dębowe taniny z pewnością przydadzą się, gdyby ktoś chciał to wino przechować parę lat – producent daje mu nawet kilkanaście lat. Niezbyt duży ekstrakt i mocna kwasowość – wszystko zgadza poza alkoholem. 13,5% to jak na Mozelę sporo, czyżby rzeczywiście global warming? W sumie wino przyzwoite, choć porównanie do burgundów to na razie przesada. Szkoda jednak tych parceli, na których mógłby wyrosnąć wybitny riesling.

Categories: Rekomendacje, Życie i wino | 1 Comment

Widziałam orła cień

uliczny teatr

Zaproponowany temat winnych wtorków, czyli zwierzęta na etykietach po raz kolejny sprowokował Jongleura do sprzeciwu wobec tez niejakiego Janickiego i podtrzymania Wielkiej Teorii Jongleura, która głosi: „Wino ze zwierzątkiem na etykiecie jest dobre”.

Świadczy o tym choćby trudny wybór jakiego dokonać musi Jongleur aby wybrać wino najlepsze. Najpierw mijamy dzika szukającego jakichś leśnych owoców na etykiecie Domaine des Arbouses z Fitou. Niezłe codzienne wino, choć bez emocji. Tuż obok niegrzeczny kot przechyla flaszkę mozelskiego rivanera z Zell, z całkiem porządnej spółdzielni Moselland.

Niezłe to było wino. Ale zostawmy kota w spokoju. Jakieś ptactwo. Może bekas? Jest taki na etykiecie bardzo dobrego Château Bouisset z Langwedocji.

Albo inne ładne ptaszki na butelce bardzo przyzwoitego Rosso Piceno od Monte Schiavo? Też solidna winiarska robota.

No i jeszcze mały żart. Kaczuszki pozwoliły Didierowi Barralowi podać rocznik wina, czego przy winie stołowym, a takim było wtedy Valinère, robić nie wolno.

Dość jednak żartów. Jongleur, pod presją prawdziwych patriotów, sięga po prawdziwego a nie czekoladowego orła.

Orzeł rozpościera się dumnie na butelce Domaine de l’Agly. To wino z Roussillon z, jak przystało, grenache, syrah i carignan. Jak przystało mamy gęste aromaty dojrzałych malin, śliwek, wiśni. W ustach soczyste z zaskakująco miękkimi taninami, w dodatku nie ociężałe ale sprężyste. Dużo przyjemności daje takie mało znane wino ze zwierzątkiem.

Na zakończenie Jongleur dedykuje Janickiemu piosenkę zespołu nomen omen Animals. Śpiewa Eric Burdon, jeden z najlepszych rockowych głosów połowy lat sześćdziesiątych. Tytuł też znaczący.

Categories: Piosenki przy winie, Rekomendacje, Twórczość | Tags: , , , , | 1 Comment

Prosto z biblii

uliczny teatr

Wina izraelskie stanowią swego rodzaju pomost pomiędzy Europą a Nowym Światem. Wyrosłe z tradycji europejskiej, czy może raczej śródziemnomorskiej, sięgającej czasów biblijnych, czerpiące pełnymi garściami z francuskich wzorów, zarówno jeśli chodzi o winne szczepy, jak i metody winifikacji – w końcu nowożytnego winiarstwa uczył tu baron Edmund Rothschild. Jednocześnie ciepły śródziemnomorski klimat daje winom pełną soczystość owocu, spory alkohol i ekstrakt, choć równowaga w winach jest tu zazwyczaj znacznie lepsza niż w Nowym Świecie.
Dziś próbujemy wina Judean Hills z rocznika 2008. Producent – Tzora Vineyards wytwarza ledwie 80 tysięcy butelek, pochodzących, z leżących na skraju pustyni Negev, Wzgórz Judzkich. Choć nie jest to produkcja garażowa, to jednak w porównaniu z gigantami jak Carmel czy Barkan, można mówić o niszy.
Judean Hills 2008 to kupaż cabernet sauvignon (92%) i syrah (8%). Wino średnio zbudowane, z miękkimi taninami, skupione, choć soczyste. W nosie dominują aromaty malin, jeżyn i dojrzałych śliwek. Mocny alkohol (14,5%), dość dobrze przysłonięty owocem. Dobra, żywa kwasowość. Pije się łatwo i przyjemnie, ale bez uczucia banalności, tak typowej dla Nowego Świata. Przeciwnie, docenić trzeba dobre wyważenie, elegancję i długość. Więc choć niezbyt wiele tu emocji, trudno narzekać. Dobrze się przy tym słucha znanej piosenki Leonarda Cohena w perfekcyjnym wykonaniu Rufusa Wainwrighta.

http://youtu.be/nHHxsxVQ4gA

Categories: Piosenki przy winie, Rekomendacje | Tags: , , , , , , , | 2 komentarze

Pana ministra R. skok na kasę

Ostatnio w mediach znów sporo o Smoleńsku. Choć nowa teoria o zamachu w Gruzji wytrząśnięta z kapelusza przez Antoniego M. wydaje się absurdalna, niemniej taktyka prezesa K. odnosi niewątpliwie pewien skutek. Choćby taki, że rośnie ilość ludzi mówiących „nie wiem, ale coś tam pewnie musiało być” Wydaje się przy tym, że jest to postawa racjonalna. W końcu inteligentny człowiek powinien mieć wątpliwości nieprawdaż? Otóż niekoniecznie. Prawda nie zawsze leży pośrodku. Jeżeli jeden mówi, że dwa plus dwa równa się cztery, a drugi, że pięć, to prawda wcale pośrodku nie leży, a wątpienie, że dwa plus dwa równa się cztery nie świadczy o inteligencji wątpiącego, ale o jego bezmyślności. Jeżeli po jednej stronie Jongleur ma raport komisji złożonej z profesjonalistów, mających dostęp do czarnych skrzynek, nagrań, będących na miejscu katastrofy, a po drugiej wynurzenia ludzi, którzy w Smoleńsku nie byli, lotniska i wraku nie widzieli, prowadzonych przez nawiedzonego gościa, który, choć miał okazję przyjrzeć się katastrofie, to ze Smoleńska po prostu zwiał, to z pewnością nie wątpi że dwa plus dwa to cztery. Ale zostawmy Smoleńsk. Nawiasem mówiąc, to fantastyczne dla rządu mieć taką opozycję, która snuje fantasmagorie, zamiast punktować ewidentne wpadki. Na przykład OFE.
Jongleur z pewnym zażenowaniem śledzi dyskusję na temat OFE, tym bardziej, że armaty, które przeciw OFE wytacza minister Rostowski, są z gatunku „a w Ameryce biją Murzynów”, zaś perspektywa powrotu do ZUS-u jako jedynego dysponenta przyszłej emerytury nie napawa optymizmem.
Niezależnie od wszelkich argumentów za i przeciw funkcjonowaniu OFE, warto uświadomić sobie kilka faktów niepodważalnych:
To nie OFE są problemem Polski ale życie ponad stan, które powoduje, że państwo się zadłuża, przy czym mówiąc o „życiu ponad stan” Jongleur nie ma na myśli wysokiego standardu życia przeciętnego obywatela, tylko bezmyślne, bez uzasadnienia uprawiane rozdawnictwo publicznych pieniędzy w postaci np. osławionego becikowego.
To nie OFE są problemem Polski ale zaniechanie niezbędnych reform, choćby dotyczących emerytur mundurowych czy KRUS, które racjonalizowałyby wydatki państwa. Dotyczy to zresztą wszystkich rządów od dwudziestu lat.
To nie OFE są problemem Polski ale roztrwonienie na inne cele, z pewnością bliższe wyborcom, dochodów z prywatyzacji, które według twórców reformy emerytalnej miały być przeznaczone na wyrównanie strat ZUS w związku z przekazywaniem części składek na OFE.
Natomiast, i to jest ważne, góra pieniędzy leżąca w OFE, jest łakomym kąskiem, po który można sięgnąć, aby na przykład doraźnie załatać deficyt. A po nas choćby potop.
Jongleur od dawna nie ma złudzeń co do polityków, ani co do swojej emerytury. Chciałby natomiast żyć w kraju, w którym obywateli traktuje się poważnie, nie tylko w przeddzień wyborów. Fakt, że żąda chyba za dużo.
W tej smutnej sytuacji sięga po wino budżetowe, choć dobre. Pochodzi z Langwedocji, czyli z krainy win soczystych, często bezpretensjonalnych, coraz lepszych. In Vino Erotico, ze spółdzielni winiarskiej z Cers w pobliżu St-Chinian, to dobry przykład. Sauvignon blanc, chardonnay i coraz popularniejsze na południu viognier złożyły się na wino soczyste, pełne, z aromatami melona, brzoskwini i gruszki. W ustach wyraźny smak jabłek i cytrusów. Świetnie się pije. Na finiszu pojawia się delikatna gorycz, choć do końca nie wiadomo, czy to efekt wina, czy faktu, że zadyszany kameleon na etykiecie przypomina ministra szykującego się do skoku na naszą kasę. A jak
A o tym jak będą wyglądać nasze emerytury śpiewa Zespół Reprezentacyjny

Categories: Kretyni winni i niewinni, Życie i wino | Tags: , , , , , , | 5 komentarzy

Intrygujący Nowy Świat

uliczny teatr

Jeśli chodzi o wina Jongleur stara się na ogół trzymać z daleka od Nowego Świata, z dwóch w zasadzie powodów. Po pierwsze nie kocha specjalnie nowoświatowej stylistyki z wysuniętym na pierwszy plan owocem, intensywnie używaną beczką, no i oczywiście wysokim poziomem alkoholu. Z kolei jeśli któryś z producentów próbuje zrobić wina bardziej europejskie, często wychodzi z tego słaba imitacja. Więc po co tracić czas?
Jednak, gdy Ilona zaproponowała Mendozę, Jongleur natychmiast wspomniał winiarza, który wypracował swój własny styl i tworzy wina od pierwszego łyku rozpoznawalne.
Bodega Weinert, to posiadłość założona w 1975 roku, przez emigranta z Brazylii Bernarda Weinerta. O ile sama posiadłość nie jest zbyt stara, to winnice, które Weinert kupił w Lujan de Cuyo, liczyły sobie ponad osiemdziesiąt lat. Weinert, który lubił Bordeaux, od początku nastawił się na produkcję win eleganckich, o mocnej strukturze i dużym jak na Nowy Świat potencjałem dojrzewania. .Zasłynął fantastycznym malbekiem, który po trzydziestoletnim dojrzewaniu w wielkiej dębowej kadzi, uznany został najlepszym winem Argentyny. Jongleur nie ma aż takiego szczęścia, ani pewnie takich pieniędzy. Niemniej otwiera dziś butelkę dziesięcioletnią, kupioną parę lat temu, za bodaj 60 pln. To także malbec, rocznik 2003.
Głęboki czerwony kolor z pojawiającymi się na obrzeżach kieliszka ceglastymi refleksami. W nosie aromaty skóry, żywicy, lukrecji z nutami czarnych porzeczek i śliwek. W ustach owoc i mocne taniny, które zaczynają się wygładzać. Posmak suszonych śliwek i wiśniowych konfitur. Potężne wino o mocnej strukturze i średnim ekstrakcie. Spory alkohol (14%), dobrze wtopiony, nie przeszkadza. Finisz długi i elegancki. Wino nie przypomina typowego, owocowego malbeka, bliżej mu raczej do Bordeaux, choć z pewnością go nie naśladuje. Z cała pewnością duża klasa.
Do tego niewątpliwie stek, no i oczywiście Don’t Cry For Me Argentina, w wykonaniu, Joan Baez, które wyraźnie pokazuje jak przeciętnym głosem dysponuje Madonna.

http://youtu.be/vrrTKQGxpqE

Categories: Piosenki przy winie, Rekomendacje | Tags: , , , , | 2 komentarze

Wolność słowa i blogosfera

Wolność słowa jest rzeczą niezwykłą, tak niezwykłą, że w historii ludzkości występowała niezwykle rzadko. Do tego stopnia rzadko, że jest wartością, której chronić trzeba za wszelką cenę, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Wolność słowa budzi też protesty, zwłaszcza od kiedy, za sprawą mediów, a przede wszystkim internetu, stała się naprawdę demokratyczna i dla wszystkich dostępna. Oznacza to bowiem, że jest także dostępna dla głupców, oszczerców i ludzi podłych. Często służy temu by kogoś zniszczyć, a jednak jej ograniczanie jest bardziej niebezpieczne od zagrożeń, które niesie jej nadużywanie.
Parę tygodni temu Jongleur wspomniał piosenki Jana Krzysztofa Kelusa, barda podziemia i aktywnego działacza antykomunistycznej opozycji, który zarzucił, Adamowi Michnikowi, dawnemu towarzyszowi z podziemia, tłumienie wolności słowa. Michnik bowiem pozwał kilku najbardziej zajadłych, znieważających go oszczerców do sądu. Kelus twierdzi, że Michnik zastrasza swoich krytyków pozwami sądowymi i tak naprawdę jest to kneblowanie ust przeciwnikom. Ciekawy dylemat. Jongleur chciałby stanąć w tym sporze po stronie Kelusa, idealistycznie uważając, że wolność słowa jest także dla łgarzy, bo inaczej jej po prostu nie ma. Z drugiej jednak strony, kiedy prezes K. po którego w stanie wojennym ubekom nie chciało się nawet przyjść, zarzuca Michnikowi, że stał po stronie ZOMO, to Jongleurowi chce się po prostu rzygać. Tego dylematu Jongleur nie potrafi rozstrzygnąć, chce natomiast podkreślić, że dzięki wolności słowa dochodzą też do głosu ludzie mądrzy i dobrzy. Niektórzy piszą także blogi. Na przykład Missjonash. To przykład osoby, która z potrzeby serca pisze o rzeczach ważnych, pisze w sposób tak bezpośredni, że może wydać się naiwny, bez pozerstwa pisze rzeczy, z którymi Jongleur czasami się nie zgadza, ale zawsze musi je przemyśleć. Więc próbuje. Takie są uboczne skutki wolności słowa. Blog Okiem Obserwatora znajdziecie w zakładce Polecane strony i blogi. Warto. Warto też posłuchać starej piosenki Moustakiego.

Przykładem winiarskiej wolności słowa niech będzie P’tit Barriot, autorskie wino Marca Barriot z Roussillon. 100% syrah, maceracja węglowa, brak siarczynów. Nic się nie zgadza, a wino wciągające.

Categories: Twórczość, Życie i wino | Tags: , , , , , | 2 komentarze

Epitafium dla Romain Pauc

uliczny teatr

Jongleur cieszy się bardzo z propozycji Corbières jako bohatera Winnych Wtorków. Wina z tej lekceważonej apelacji, reprezentowane we wszystkich francuskich supermarketach, mają w jednak w sobie specyficzną stanowczość, której brak często w bardziej miękkich apelacjach jak Faugères czy St-Chinian. Może sprawia to większy niż gdzie indziej w Langwedocji udział carignan? W każdym razie zarówno pijąc proste wino ze spółdzielni w Castelmaure, jak i znacznie bardziej medialne Mansenoble, Jongleur ma uczucie zderzenia z prawdziwą siłą.
Ponieważ hasło Corbières padło zbyt późno by coś kupić, przynajmniej w okolicach Jongleura nie było nic poza supermarketową marka Pierre Chanau, Jongleur sięga po przywiezione przed paru laty Cuvée Romain Pauc z Château Voulte Gasparets. Twórca tego wina, enolog Marc Dubernet z całą pewnością nie próbował zmiękczać tanin carignan, poprzez, często w Corbières, stosowaną macerację węglową. Przeciwnie, Romain Pauc 2008 to ekspresja siły i stabilności carignan, wsparta kwasowym i mineralnym kręgosłupem mourvèdre z jego smolisto balsamicznymi aromatami. Dodajmy do tego cieliste, zmysłowe grenache z mocnymi nutami owocowymi i otrzymamy wino bliskie ideału. Gładkie taniny, perfekcyjnie u zyta beczka – w 80% stara i świeżość. Absolutna czołówka Langwedocji. Wino warte więcej niż 25 euro, które trzeba było zapłacić. Ponieważ była to jedyna i ostatnia butelka w szafie Jongleura, należy jej się epitafium od prawdziwych artystów

http://youtu.be/xym-_17p61s

PS w dodatku etykieta nie chciała się odkleić – na zdjęciu jest więc rocznik 2006, podczas gdy degustowano 2008

Cuvée Romain Pauc 2008
AOC Corbières
Château La Voulte Gasparets
Zakup własny
Cena 25 euro

Categories: Rekomendacje | Tags: , , , , | 1 Comment

Słuchajmy poetów

uliczny teatr

21 lutego, zupełnie niezauważenie, minęła rocznica urodzin Jana Krzysztofa Kelusa, barda demokratycznej opozycji, którego piosenkom Jongleur zawdzięcza przetrwanie absurdów i opresji PRL-u w jako takiej psychicznej kondycji. Nie tylko Jongleur ale także inni, którzy o Kelusie nie chcą dziś pamiętać, bo może nie pasuje do idealnego obrazka? Bo może zbyt otwarcie mówi, ze nie wszystko się udało? A może po prostu dlatego, że najzwyczajniej w świecie na starość zrzędzi? A jakie to ma znaczenie? Ktoś kto pisał takie piosenki, powinien być pod ochroną jak ginący gatunek. Siła tych tekstów i melodii jest powalająca i nie jest w stanie tego zmienić przeciętna gra na gitarze i słaby głos. Tu każda litera tekstu jest ważna i przykuwa uwagę. Posłuchajmy na przykład tej absolutnie ponadczasowej piosenki:

Jongleur pije przy tym wino, które również ma rys ponadczasowości. Château Belleville la Forêt, jedno z najlepszych win z okolic Tuluzy, powstaje z odmiany negrette. Odmiany, która nie powinna już istnieć, której uprawy zajmujące niegdyś tysiące hektarów, skupiają się w niewielkiej apelacji Fronton, dzieląc zresztą ten teren ze szczepami merlot, syrah i cabernet. Wino czyste, świeże i pogodne. Pewne siebie ale delikatnie wycofane. Elegancie ale zarazem dekadenckie, jakby przewidujące swój kres. W końcu negrette niedługo pewnie zniknie. Żal, podobnie jak żal poezji, której coraz mniej wokół.

W każdym razie najlepsze życzenia Panie Janku

Categories: Bez kategorii | Tags: , , | 1 Comment

Propozycja nie do odrzucenia

Kłopoty Jongleura z firmą COS ciągnęły się od zawsze czyli od dawna. Raz nie było wina, innym razem nie było właścicieli w winnicy, a jak już się pojawili to nie było tam Jongleura. Degustacje były wiec zawsze przypadkowe, wyrywkowe, niespodziewane. Wina zawsze miały jednak niezwykłą moc przyciągania. Prawie zawsze zbyt młode, zbyt świeże, z delikatną oksydacja, nieoczywiste a jednak kuszące. Kiedy więc na Jongleura padł wybór win na wtorkowe degustacje, przewrotnie zaproponował Sycylię, pamiętając, że w piwnicy tuła się butelka nero d’avola z winnicy COS właśnie, z pewnością dobrze już dojrzała – Scyri 2001.
Scyri to wino znajdujące na antypodach powszechnych wyobrażeń o Sycylii. Nie ma w nim ciężkich, asfaltowych aromatów, tak częstych w nero d’avola, zamiast tego przenikliwa świeżość, z zapachem jagód, jeżyn i wiśniowych pestek. Nie ma potężnego ekstraktu i posmaku słodyczy, zamiast tego finezja i lekkość, podkreślona nutą oksydacji, ale nie tą kwaśną, octową, tylko czystą, dekadencką, zaznaczającą mijający czas, ale jednocześnie głoszącą pochwałę dobrej kondycji. Wyjątkowa chwila z wyjątkowym winem. Dobrze, że są jeszcze tacy winiarze. Z takim winem Jongleur zniesie, choć niezbyt jednak długo, nawet brednie pani Pawłowicz

A cóż innego można zaproponować do posłuchania? Może jakąś tarantellę. Ale wolę to, zwłaszcza z gitarą Slash’a

Categories: Piosenki przy winie, Rekomendacje, Twórczość | Tags: , , , | 2 komentarze